Reklama

Są tacy Polacy

Niedziela Ogólnopolska 6/2003

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KRYSTYNA CZUBA: - Pan Profesor jest pierwszym po II wojnie światowej konstruktorem polskich samolotów, jednak kto o tym pamięta? Wydaje się, że za mało wiemy i mówimy o wybitnych polskich twórcach...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

PROF. TADEUSZ SOŁTYK: - W Zwoleniu, skąd pochodził mój Ojciec, pisały o tym miejscowe gazety. Nawet pięknie zatytułowany był artykuł: Skrzydlata legenda. W Radomiu, gdzie urodziłem się, powstała inicjatywa nadania mi honorowego obywatelstwa tego miasta, ale nie doszło do realizacji tej inicjatywy.

- Proszę opowiedzieć, jak zaczęła się "skrzydlata legenda"?

Reklama

- Moja przygoda z lotnictwem zaczęła się już na studiach. W 1934 r. otrzymałem dyplom i po odbyciu służby wojskowej w lotnictwie - w 1935 r. poszedłem do pracy w przemyśle lotniczym. Lotnictwo było moją pasją i zawodem. Zaraz więc po wojnie i okupacji zgłosiłem się do przemysłu lotniczego. Wtedy na zamówienie Departamentu Lotnictwa Cywilnego powstały samoloty "Szpak" i "Żak".
W 1946 r. radziecki generał Romeyko, który był wówczas dowódcą polskiego lotnictwa, przysłał mi zamówienie na skonstruowanie samolotu szkolnego. Miał być "lepszy od dotychczasowych". Zgodziłem się. Powstał pierwszy polski powojenny samolot wojskowy: nazywał się "Junak". Oblatanie bardzo się powiodło. Przyszły kolejne zamówienia i kolejne prace nad rozwojem "Junaka". Powstał "Zuch" w kilku wersjach. Zostałem głównym konstruktorem w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego Warszawa-Okęcie. Potem zacząłem pracę w Instytucie Lotnictwa, gdzie także byłem głównym konstruktorem. Zacząłem pracę nad konstrukcją kolejnych samolotów: "Biesa", "Iskry". Dla potwierdzenia jakości samolotów na "Biesie ustanowiliśmy trzy światowe rekordy, a na "Iskrze" - cztery.
"Iskry" nadal latają w wojsku. Te z nich, które wylatały swój resurs, zostały sprzedane do USA i tam wyremontowane (45 sztuk). Dostałem z USA korespondencję, która mnie bardzo wzruszyła. Prywatni właściciele "Iskier" latają na nich rekreacyjnie i na pokazach, wykonując nawet akrobację grupową. Powstał "Klub «Iskier»". Na pokazach lotniczych, na które przychodzą dziesiątki tysięcy ludzi, "Iskry" przyciągają mnóstwo Polonusów, dumnych ze swoich korzeni, wzruszonych sytuacją, zachwyconych urodą polskich skrzydeł. Całymi rodzinami fotografują się z "Iskrami". Dostałem też wiele informacji przez Internet. Pisali: "...te samoloty są naszym skarbem i miłością (...), «Iskra» jest pięknym, zwinnym samolotem, przewyższającym inne wschodnioeuropejskie konstrukcje (...), wyrażamy podziw dla konstruktora...".

- W Polsce niedawno prasa z lekceważeniem i krytyką pisała o "Iskrach", w związku z wypadkami, które nie były zależne od konstrukcji, ale o tym nie mówiono...

- Wiem. Sądzę, że warto przypomnieć jeszcze i ten fakt, że w 1965 r. przygotowałem projekt konstrukcji samolotu wielozadaniowego o nazwie "Grot". Jednak z powodu sprzeciwu ZSRR projekt ten nie wszedł w życie. To był samolot wyższej klasy niż francuski "Mirage", a powstał kilka lat wcześniej.

- Wiem, że żona Pana Profesora interesowała się lataniem. Jak to było?

- Niech Jadzia opowie.
JADWIGA SOŁTYK: - Skończyłam kurs szybowcowy jako studentka, było to wcześniej, niż poznałam mojego męża. Spotkaliśmy się później w sekcji żeglarskiej AZS, gdzie mąż był szefem.

- Jak wyglądała praca zaraz po wojnie, kiedy wszystkiego brakowało, gdy każdy obywatel musiał podlegać reżymowi i nie miał nic do powiedzenia?

Reklama

- Moim dyrektorem był górnik, który miał doradcę - blacharza pracującego w lotnictwie przed wojną. Kolejnym - był szef UB. Ważny był dyrektor, doradca, majster. Konstruktor to był ten, który przeszkadzał. Słyszeliśmy: "...po co się męczyć z wypocinami polskich inżynierów, weźmiemy dobrą licencję radziecką...". A licencja ta pochodziła z 1928 r. Natomiast z robotnikami byłem w przyjaźni. Kiedyś podczas oblatywania rozbił się samolot. Robotnicy w nocy zreperowali go, abym nie poszedł do więzienia.

- Jestem u Państwa w mieszkaniu, w gabinecie Pana widzę wiele medali i odznaczeń.

- Tak, to prawda, były honory i wyróżnienia, nawet wiele. Odznaczenia ministrów, NOT-u: "Mistrz Techniki", ale przede wszystkim od wojska. W 1956 r. dostałem też talon na samochód, bo poprzednik wytypowany do talonu nie chciał go wziąć.
Robotnicy przyjaciele mówili: "Musiał Pan sobie dobrze zarobić?". Odpowiedziałem im, że wystarczyłoby na maszynę do pisania i chyba kożuszek dla synka. Byłem plutonowym rezerwy, pilotem. Proponowano, aby mnie awansować do stopnia pułkownika, ale kadry się nie zgodziły.

- Podpisał Pan książkę synowi Stanisławowi, który jest architektem, tymi słowami: "Działać dla Ojczyzny i Ludzi. Nie poddawać się". Kocha Pan Polskę?

- Tego uczył mnie Ojciec. Był ciekawym człowiekiem - dyrektorem gimnazjum, posłem na Sejm i senatorem II Rzeczypospolitej, członkiem Klubu Ludowo-Narodowego, przeciwnikiem komunistów. W Radomiu był osobistością i przywódcą. Ministrem nie chciał być. Zmarł z wycieńczenia 6 maja 1945 r., po 5 latach niemieckich lagrów. Mnie osobiście polityka specjalnie nie interesowała. Wiem jednak, że Polsce trzeba służyć tym, co robię.

Reklama

- Pan Profesor , wychowawca kilku pokoleń, żegnając się z zawodem 12 stycznia 1995 r. na Politechnice Warszawskiej na wydziale MEL, przekazał swój testament, mówiąc między innymi: "Wielokrotnie tłumaczono nam, że lotnictwo jest nieopłacalne. Od 40 lat słyszymy, abyśmy sami nie wytwarzali, tylko kupowali. Nie z filantropii chcą nam sprzedawać. Nie z przyjaźni chcą nas odsunąć od wytwarzania broni. Koszt wytwarzania naszych samolotów jest dwa do trzech razy niższy od nabycia ich za granicą. Możemy więc za te same pieniądze mieć dwa do trzech razy więcej samolotów. Musimy masowo szkolić się w lataniu. Samolotów będziemy mieć tyle, na ile nas stać. Mniej niż byśmy chcieli. Jeśli przyszłaby mała zawierucha - dalibyśmy sobie radę. Jeśli przyszłaby wielka - przylgniemy do silniejszych sprzymierzeńców. Jeśli będziemy mieli dużo załóg - będą nas cenili, a samoloty dadzą we własnym interesie".
Co chciałby Pan dodać do tych przesłań?

- Tylko to, że historia II wojny potwierdziła, że chcieli nas wykorzystać i uczynili to, choć potem wdzięczności nie było.

- Dziękuję za rozmowę.

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy szanuję, dbam i walczę o życie dzieci poczętych, a jeszcze nienarodzonych?

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Adobe Stock

Rozważania do Ewangelii Łk 1, 39-56.

Sobota, 31 maja. Święto Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
CZYTAJ DALEJ

Gdy sztuka prowadzi do modlitwy. Relikwiarz męczennic z Braniewa

2025-05-30 18:13

[ TEMATY ]

wywiad

Braniewo

siostry katarzynki

Andrzej Adamski

Archiwum prywatne Andrzeja Adamskiego

Relikwiarze i naczynia liturgiczne wykonane przez Andrzeja Adamskiego

Relikwiarze i naczynia liturgiczne wykonane przez Andrzeja Adamskiego

Już wkrótce beatyfikacja piętnastu sióstr katarzynek w Braniewie. Wyjątkowej oprawie tej uroczystości towarzyszyć będzie wyjątkowy relikwiarz. Nam w przededniu beatyfikacji udało się porozmawiać z Andrzejem Adamskim, znanym złotnikiem z Braniewa, który stworzył to fascynujące dzieło sztuki sakralnej.

Przeczytaj także: Symbol łez i krwi. Relikwiarz sióstr katarzynek
CZYTAJ DALEJ

Już 50 lat niosą Boga ludziom

2025-05-31 19:34

Magdalena Lewandowska

Złoci jubilaci z abp. Józefem Kupnym

Złoci jubilaci z abp. Józefem Kupnym

– Wasze życie pokazuje, że kapłaństwo to nie zawód, ale przymierze, to nie stanowisko, ale służba – mówił w jubileusz 50-lecia kapłaństwa ks. Paweł Cembrowicz.

Złoty jubileusz kapłaństwa świętowali w katedrze wrocławskiej kapłani wyświęceni tam 50 lat temu – 26 diakonów przyjęło wtedy świecenia prezbiteratu z rąk bpa Wincentego Urbana. Uroczystej Eucharystii pół wieku później przewodniczył abp Józef Kupny. – Święcenia kapłańskie przyjęliście w 1975 roku. Dla mnie również ten rok jest bardzo ważny, dlatego, że właśnie wtedy rozpoczynałem studia teologiczne – wspominał abp Kupny. – Kapłaństwo to coś wspaniałego i im bardziej sytuacja zewnętrzna sprawia, że jest kapłaństwo jest w jakiś sposób atakowane, tym bardziej powinno nas to mobilizować, żebyśmy byli czytelnym znakiem Bożej miłości – podkreślał metropolita wrocławski. Przypomniał, że kiedy rodził się protestantyzm, kiedy masowo odchodzono od Kościoła, właśnie wtedy Kościół podjął ważny wysiłek ukazywania piękna kapłaństwa, by przyciągnąć ludzi młodych do służby Bogu. – Przeżywając z wami ten piękny jubileusz, chcemy prosić o liczne powołania kapłańskie i zakonne, by nie zabrakło pracowników na żniwie Pana. Gratuluję wam 50-lecia kapłaństwa i dziękuję za waszą wierną posługę, oddanie. Proszę wszystkich kapłanów, żebyśmy byli widocznym znakiem Bożej miłości, Bożego przebaczenia. Żebyśmy tak żyli, aby wierni, którzy się w nas wpatrują, odzyskiwali nadzieję – przemawiał abp Kupny.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję