Gdy ktoś w Polsce zwraca uwagę na jakiś zły przejaw naszej współczesności, może być pewny, iż natychmiast podniesie się chór protestów w mediach „liberalnych”: w imię demokracji, wolności
osobistej, praw człowieka i czego tam jeszcze... „Taka jest cena, którą musisz zapłacić! Twój protest to dowód obskurantyzmu i nienadążania za duchem czasu! Jeszcze więcej wolności i jak najmniej
zakazów, które i tak nic nie zmienią!...” - wbija się nam do skołatanych głów, iżbyśmy gotowi byli potulnie pogodzić się z domniemaną koniecznością zła, na które rzekomo żadnej rady nie ma.
Wiadomość z Torunia i Włocławka: od początku roku obowiązuje tam przepis, który upoważnił straż miejską do nakładania kar na osoby przeklinające w miejscu publicznym. Kary pieniężne wynoszą od 20
do 500 zł, a kto zapłacić nie może, ten ma obowiązek pracy społecznej w wymiarze ustalonym przez straż. Z odrazą słyszę przekleństwa na ulicy czy w autobusie; dawno już zrezygnowałem ze zwracania uwagi,
wywołującego z reguły eksplozję agresji lub w najlepszym razie - rechot i kpiny. A do tej zarazy niemało przyczyniła się telewizja i film, gdzie przekleństwa pojawiają się coraz obficiej, podobnie
jak w piosenkach „młodzieżowych”, które mają w ten sposób jakoby odzwierciedlać rzeczywistość, ale zarazem tę rzeczywistość kreują. Koło się zamyka...
Władze toruńskie i włocławskie okazały się mądrzejsze od innych: w ramach swych uprawnień wydały zarządzenia, które - o ile tylko będą wprowadzone w życie (a wiem, że są) - mają szansę
sukcesu. Uderzenie po kieszeni przemawia bowiem skutecznie do wszystkich. Okazuje się, że można. Trzeba tylko chcieć!
Pomóż w rozwoju naszego portalu