Reklama

Historia i polityka

Niedziela Ogólnopolska 35/2006, str. 24

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Leszek Cichobłaziński: - Pojawiło się ostatnio, mało znane wcześniej, pojęcie: „polityka historyczna”. Jak wiadomo, duże problemy z najnowszą historią, zwłaszcza z historią okresu II wojny światowej, mieli albo nawet mają np. Francuzi, bo jak zasymilować w świadomości narodowej kolaborację rządu Vichy? Ostatnio widzimy też bardzo spektakularne akcje ziomkostw niemieckich, od których nieśmiało odżegnuje się rząd Republiki Federalnej Niemiec. Również rząd Rosji zajął stanowisko w sferze stricte historycznej, odmawiając zbrodni katyńskiej miana ludobójstwa. W Polsce podjęto także działania w sferze polityki historycznej, choć bardzo ostrożne i w wymiarze nieporównywalnym do powyższych przykładów - chodzi o otwarcie Muzeum Powstania Warszawskiego. Warto zaznaczyć, że jest to inicjatywa na szczeblu samorządowym, a nie rządowym.

Reklama

Prof. Andrzej Chwalba: - Mam wątpliwości, czy termin „polityka historyczna” jest najszczęśliwszy. Jest to kalka z języka niemieckiego. Jednym kojarzy się on z manipulacją, innym - z propagandą z czasów Peerelu. Jednak bez względu na to, jakiego terminu użyjemy, przyznać trzeba, że historia jest istotną częścią polityki w Europie, Azji, w obu Amerykach, w Afryce, rzutuje na relacje między państwami, narodami, społeczeństwami. Lekceważenie tej sfery w Polsce, jak to się działo wcześniej, było błędem i powodowało, że przegrywaliśmy w wielu ważnych miejscach i sprawach. Polska powinna się upominać o swoje miejsce w historii regionalnej i europejskiej. Historycy powinni mówić i pisać o tym, co istotnego i cennego Polska wniosła do cywilizacji i kultury światowej. To nie jest tylko sztuka dla sztuki. To nam bardzo pomoże w łatwiejszym komunikowaniu się w Europie i w świecie. Dzięki temu możemy czuć się pewniejsi, pozbawieni kompleksów. Jeśli będziemy tylko bić się w piersi, to będziemy karłami i pośmiewiskiem Europy. Oczywiście, nie jesteśmy narodem, który posiadł wszystkie mądrości; mieliśmy dobre i złe karty, ale tych dobrych kart było wystarczająco dużo, by mówić o nich światu, i - co ważne - nie wstydzić się ich. A świat o naszych losach i udziale w historii Europy czy świata wie bardzo mało, o wiele za mało. Dlatego obowiązkiem państwa i instytucji społecznych jest, by obraz Polski w historii przekazywać za granicę, by go poprawiać tam, gdzie wymaga tego prawda historyczna. Edukacja historyczna jest polską racją stanu, gdyż nie możemy być ofiarami nie swojej historii. A tak wielokrotnie się działo i dzieje. Przypisywane są nam czyny, których nie popełniliśmy, jak choćby takie, że byliśmy nazistami w okresie II wojny światowej, że byliśmy strażnikami w sowieckich łagrach czy strażnikami w Auschwitz, że stworzyliśmy polskie obozy koncentracyjne itp. Niestety, ten nieprawdziwy obraz jest obecny w wielu głowach obywateli Europy i świata; stanowi, co istotne, składnik stereotypów, odświeżanych choćby z okazji naszych trudności czy porażek, jak np. ostatnio na mundialu w Niemczech.
Z tych powodów w 2007 r. (w dniach 28-30 czerwca) Polskie Towarzystwo Historyczne organizuje w Krakowie I Kongres Zagranicznych Badaczy Dziejów Polski, z udziałem ok. 1000 gości z 50 państw świata, historyków, socjologów i politologów, którzy w swoich krajach zajmują się miejscem Polski w historii, obrazem naszej historii w mediach, w szkołach itd. Kongres ma służyć wzajemnemu poznaniu i koordynacji wysiłków. Chcemy wspierać badania zagranicznych badaczy. Z tej okazji wręczymy nagrodę „Pro Historia Polonorum” dla najlepszej książki o Polsce wydanej za granicą. Pierwszym punktem kongresu będzie debata na temat polityki historycznej w siedmiu krajach świata.

- Wróćmy może do przykładu Katynia... Nie wiem, czy to jest tylko stanowisko rządu, czy także części narodu rosyjskiego.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Ta sprawa jest bardzo skomplikowana.

- Oczywiście, jednak wcale bym się nie zdziwił, gdyby większość Rosjan uważała, że w ogóle nie ma problemu. A jednak Polacy traktują tę kwestię w kategoriach prawdy i dobra, my ją widzimy nawet w kategoriach pojednania między narodami. Natomiast Rosjanie uważają, że nazywanie tej zbrodni ludobójstwem to zwykłe oszczerstwo.

Reklama

- Być może są i Rosjanie, którzy tak to widzą. Jako historyk patrzę na problem nieco inaczej... Rosja sowiecka od czasów Lenina i Stalina była krajem zbrodni. Lenin to pierwszy wielki zbrodniarz XX wieku. To on stworzył aparat represji, łącznie z gułagami, który Stalin rozwijał. Zginęło wtedy 40, a może 60 mln ludzi. W sprawie Katynia Rosjanie powiedzieli mniej więcej tyle: „Dobrze, przyznajemy się, to my zrobiliśmy, ale nie chcemy dalej w te sprawy wchodzić”. Oni boją się, że jest to bomba z opóźnionym zapłonem i że inne narody (Ukraińcy, Białorusini, Tatarzy, Litwini) zaczną domagać się od Rosji przyznania się do popełnionych wobec nich zbrodni. Obawiają się, że również Rosjanie zaczną pytać o zbrodnie systemu na Rosjanach, o ich „Katynie”. Wreszcie obawiają się, iż przypominanie zbrodni katyńskiej poplami i zniekształci budowany tak dużym nakładem środków piękny wizerunek Rosji. Dzisiejsza Rosja, która nie spełnia standardów demokratycznych, boi się prawdy o sobie. Tak więc musimy patrzeć na te sprawy również z perspektywy Rosji jako kraju autokratycznego, który nie jest gotowy do powiedzenia przepraszam, do dyskusji o historii, a wręcz próbuje historią grać zgodnie ze swoimi imperialnymi celami. Rząd rosyjski, wychodząc naprzeciw polskim oczekiwaniom w sprawie katyńskiej, musiałby przyznać, że poprzednik Rosji - Związek Sowiecki był krajem, który zgotował światu ludobójstwo, a do tego Rosjanie nie są gotowi. Dlatego mówią „niet”.

- Ale to jest ich wewnętrzny problem z pamięcią historyczną.

- Tak, i dlatego nie możemy liczyć w tej kwestii na zmianę w najbliższym czasie.

- Często, nawet w niektórych środowiskach w Polsce, spotyka się opinie, że działania państwa w zakresie polityki historycznej są po prostu oznaką narodowej megalomanii albo źle pojętego mesjanizmu.

- Nie wolno nam bać się mówić, jakie były nasze porażki. Ale nie wolno nam bać się mówić o naszych sukcesach. Powinniśmy prostować nieprawdziwe opinie, ale nie może to być propaganda, która będzie robiła z czarnego białe. Chodzi o to, żeby nie dać się zmusić do mówienia czegoś, co nie było zgodne z naszą historią. W moim przekonaniu, to nie ma nic wspólnego z mesjanizmem ani z propagandą, lecz służy interesowi kraju na arenie międzynarodowej. Tylko uwaga! Jeszcze raz powtarzam, nie może to być składaniem dowolnie wybranych faktów w jeden obraz, sprzedawany później jako kolejny towar, bo to będzie fałszywy towar, który może wywołać konflikty między narodami. Polityka historyczna, czy może lepiej edukacja historyczna, powinna prowadzić do zrozumienia naszego losu poprzez kontekst losów narodów środkowoeuropejskich czy europejskich. Ma służyć porozumieniu. Służba porozumieniu - to szansa dla polityki historycznej, np.: nie tylko my wygraliśmy Grunwald, ale w tej bitwie uczestniczyły też inne narody tworzące wspólne państwo. Dlaczego nie podzielić się zwycięstwem z tymi narodami? Dlaczego nie podzielić się dorobkiem unii lubelskiej i Rzeczypospolitej wielu narodów? To była wspólna historia i tę wspólną historię wnieśliśmy do Europy jako nasz wielki sukces dziejowy. Dlaczego nie mówić o tym właśnie jako o sukcesie dziejowym? Nie możemy tego, co wartościowe, chować pod dywan i tym się smucić. Uprawianie własnej polityki historycznej nie ma nic wspólnego z narodową megalomanią, nie powinno jednak wywoływać nowych demonów, konfliktów i sprzeczności. Pokazywanie prawdy buduje dobro w chrześcijańskim rozumieniu. Dobro wspólne z innymi narodami.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Watykan/ Papież spotkał się z ofiarami pedofilii

2025-11-08 22:03

[ TEMATY ]

Leon XIV

Vatican Media

Papież Leon XIV spotkał się z 15 osobami z Belgii, ofiarami wykorzystywania seksualnego, którego dopuścili się wobec nich członkowie duchowieństwa, gdy te osoby były jeszcze niepełnoletnie.

Spotkanie, przebiegające w atmosferze bliskości z ofiarami, słuchania i dialogu – głębokiego i bolesnego – trwało prawie trzy godziny i zakończyło się głęboką modlitwą – podało 8 listopada biuro prasowe Stolicy Apostolskiej.
CZYTAJ DALEJ

Najważniejsza świątynia świata

2025-11-04 13:44

Niedziela Ogólnopolska 45/2025, str. 20

[ TEMATY ]

homilia

Liturgia Tygodnia

Rembrandt – Wypędzenie przekupniów z świątyń

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout.

Nie zawsze zdenerwowanie, złość czy furia są moralnie karygodne. Raczej nie lubimy być pod wpływem nieprzyjemnych emocji. Delektowanie się spokojem jest dalece bardziej miłe. Tęsknimy za błogostanem, który młodzi określają słowem: chillout. W czasach napiętych terminarzy czy nadużywania social mediów, które trzymają nas w napięciu, a potem pozostawiają w stanie zbliżonym do stuporu lub depresji, to normalne. Bardzo potrzebujemy „świętego spokoju”. Nie zawsze jednak jest on ideałem ewangelicznym. Jeśli chcę zachować dobrostan, nie mogę odwracać głowy od ludzkiej krzywdy, która dzieje się na moich oczach. Nie wolno mi nie reagować, nawet wzburzeniem, gdy trzeba kogoś ostrzec przed niebezpieczeństwem, obronić przed agresorem czy zaangażować się w schwytanie złoczyńcy. Nie mogę wtedy powiedzieć: „to nie moja sprawa”, „od tego są inni”albo „co mnie to obchodzi”. To tchórzostwo. Tak rozumiany „święty spokój” jest nieprawością albo tolerancją zła. Jak mógłbym przymykać oko, gdyby ktoś popychał bliźniego na drogę upadku. Czy jest godziwe nieodezwanie się przy stole – dla zachowania pozytywnych wibracji – kiedy trzeba bronić ludzkiej i Bożej prawdy? Czy milczenie w sytuacji kpiny z dobra, altruizmu czy świętości jest godne chrześcijanina? Czy kumplowskie poklepywanie po ramieniu w imię „przyjaźni”, kiedy trzeba koledze zwrócić uwagę, upomnieć go lub nawet nim wstrząsnąć, uznamy za cnotę? Nawet kłótnia może być święta! Wszak istnieje święte wzburzenie. Jan Paweł II krzyczał do nas wniebogłosy, upominając się o świętość małżeństwa i rodziny oraz o ewangeliczne wychowanie potomstwa. Współczesna tresura, nakazująca tolerancję wszystkiego, wymaga sprzeciwu, czasem nawet konieczności narażenia się grupom uważającym się za wyrocznię. Jezus powiedział: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię (Łk 12, 49). To też Ewangelia. Myślę, że zdrowej niezgody na niecne postępki, zwłaszcza te wykonywane pod płaszczykiem „zbożnych” czynności czy „szczytnych celów”, uczy nas dzisiaj Mistrz z Nazaretu. Primum: zauważyć ten proces czający się we mnie. Secundum: być krytycznym wobec świata. W dzisiejszej Ewangelii Zbawiciel jest naprawdę zdenerwowany, widząc, co zrobiono z domem Jego Ojca. Nie używa gładkich słów i dyplomatycznych gestów. Zagrożona jest bowiem wielka wartość. Najważniejsza świątynia świata miała za cel ukazanie Oblicza Boga prawdziwego i przygotowanie do objawiania jeszcze wspanialszej świątyni, dosłownej obecności Boga wśród ludzi – Syna Bożego. Na skutek ludzkich kalkulacji stała się ona niemal jaskinią zbójców, po łacinie: spelunca latronum. Dlatego reakcja Syna Bożego musiała być aż tak radykalna. Jezusowy gest mówi: w tym miejscu absolutnie nie o to chodzi! „Świątynia to miejsce składania ofiar miłych Bogu. Pan Jezus złożył swojemu Przedwiecznemu Ojcu ofiarę miłości z samego siebie. Ta Jego miłość, w której wytrwał nawet w godzinie największej udręki, ogarnia nas wszystkich, poprzez kolejne pokolenia i każdego poszczególnie, kto się do Niego przybliża” (o. Jacek Salij). O to chodzi w autentycznym kulcie świątynnym.
CZYTAJ DALEJ

Włochy: kard. Parolin papieskim wysłannikiem do Pompejów

2025-11-09 17:46

[ TEMATY ]

Pompeje

Archiwum Sanktuarium w Pompejach

Sanktuarium w Pompejach – widok z placu bł. Bartola Longa

Sanktuarium w Pompejach –
widok z placu bł. Bartola Longa

Sekretarz stanu Stolicy Apostolskiej kard. Pietro Parolin będzie legatem papieskim na obchody 150. rocznicy przybycia wizerunku Matki Bożej Różańcowej do sanktuarium w Pompejach koło Neapolu. Odbędą się one 13 listopada.

W liście apostolskim skierowanym do swego legata Leon XIV przypomniał, że „po przybyciu czcigodnego obrazu Matki Bożej Różańcowej do Doliny Pompejów, w dniu 13 listopada 1875 roku, zadanie Dziewicy w tajemnicy Słowa Wcielonego i Ciała Mistycznego oraz obowiązki wiernych szczęśliwie połączyły się, dając początek wielkim dziełom miłosierdzia”. Papież nazwał pompejańskie sanktuarium „przybytkiem pokoju”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję