Reklama

„Widziałem Boga Żywego”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Monika Kaniowska: - Czy chętnie przyjął Pan propozycję roli w serialu Wojciecha Adamczyka pt. „Ranczo”?

Franciszek Pieczka: - Duża część naszych seriali to niskiego lotu działalność komercyjna. Doceniam jednak bardzo te seriale, które mają jakąś wartość, a takie właśnie jest „Ranczo”. Ten serial TVP, poza tym, że ma ciekawą akcją, skłania do refleksji. „Ranczo” ukazuje mikrospołeczność wiejską w obliczu wyzwań nowych czasów, które wymagają od bohaterów czegoś więcej niż dbanie o własny interes. To mądry i momentami zabawny film. Gram postać mieszkańca tej wsi.

- Jak Pan wspomina swój udział w realizacji filmu „Quo vadis” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Grałem postać św. Piotra m.in. w końcowych scenach „Quo vadis”, gdy Apostoł powraca do Rzymu. Ze wzgórza w czasie zdjęć widzieliśmy dach Bazyliki Watykańskiej. Było to w 1999 r., żył wówczas nasz Papież. Świadomość tego, że niedaleko, w apartamentach watykańskich, jest nasz Jan Paweł II na tronie Piotrowym, dodawała mi otuchy i była dla mnie ogromnym przeżyciem.
Uroczysta prapremiera filmu odbyła się w 2001 r. w Watykanie w obecności Jana Pawła II. Zdarzyło mi się pierwszy raz oglądać „Quo vadis” dopiero podczas tej prapremiery, choć zazwyczaj aktorzy mogą wcześniej oglądać filmy ze swoim udziałem. Ze wzruszeniem wspólnie z Ojcem Świętym przeżywaliśmy ten film o czasach jego Poprzednika na papieskim urzędzie. Ojciec Święty był poruszony tym, co widział, a dla wielu artystów, także i dla mnie, było to pierwsze z nim spotkanie. Tej ważnej chwili w moim życiu nigdy nie zapomnę.

- Na podstawie jakich przesłanek tworzył Pan postać pierwszego biskupa Rzymu, uznanego przecież za świętego?

- Bardzo trudno grać aktorom postacie świętych, które w świadomości widza już mocno funkcjonują, także ikonograficznie. Oczywiście, nikt z nas św. Piotra nie widział, ale różnych obrazów tej postaci jest tyle, że każdy widz w jakiś sposób go sobie wyobraża. Każdy w swoim sercu wyobraża sobie jego mentalność, temperament, to, jak odnosił się do swoich współbraci. Mogę kwestię mojej roli św. Piotra w filmie „Quo vadis” skomentować w taki sposób: jak dużo człowiek natrudzi się, zanim zostanie świętym.

Reklama

- Czy utkwiła Panu jeszcze jakaś szczególna scena z realizacji tego filmu?

- Pamiętam, jak kręciliśmy sceny w katakumbach w Tunezji, gdy św. Piotr przemawia do wiernych i wypowiada pamiętną kwestię z powieści Henryka Sienkiewicza: „Widziałem Boga Żywego” (oczywiście, myślał o swoim Nauczycielu - Jezusie Chrystusie). Plan tej sceny znajdował się w miejscu, w którym w czasach starożytnych wydobywano kamień do budowy Kartaginy, w potężnej grocie. Światło słoneczne wpadało do niej tylko od góry przez jakiś otwór. Statystami (jako modlący się w rzymskich katakumbach chrześcijanie) siłą rzeczy byli w filmie Tunezyjczycy, ponieważ przywiezienie do Tunezji statystów z Polski byłoby zbyt karkołomną sprawą. Tunezyjczycy mieli ciemne włosy, ciemne oczy i w ogóle bardzo ciemną karnację skóry. Popatrzyłem na statystów ubranych w tuniki i draperie z tamtej epoki i powiedziałem do naszego księdza konsultanta, że wtedy to otoczenie też tak musiało wyglądać, a nie tak, jak my sobie dziś wyobrażamy. Tak właśnie mogli wyglądać pierwsi chrześcijanie. I kiedy w tej scenie przemawiałem jako św. Piotr, widziałem, jak bardzo byli oni we mnie wpatrzeni, jakby zafascynowani. Ta scena na ekranie bardzo mi się podobała w sensie ekspresji i stanowiła to, co także sam chciałem przekazać w niej od siebie, jako aktor i człowiek wierzący. Uważam ją za swoje cenne doświadczenie i dokonanie aktorskie.

- Zastanawiał się Pan wspólnie z reżyserem Jerzym Kawalerowiczem, ile lat musiałby mieć św. Piotr w roku, w którym po śmierci Jezusa Chrystusa na krzyżu i Jego zmartwychwstaniu rozgrywa się akcja powieści i filmu?

- Myślę, że jest to kwestia „licentia poetica” samego Sienkiewicza, nie rozmawiałem na ten temat z reżyserem.

- Grał Pan w wielu filmach w reżyserii Jana Jakuba Kolskiego...

- U Kolskiego najważniejsza była dla mnie rola tytułowa w filmie pt. „Jańcio Wodnik”. Jest to bardzo metaforyczna opowieść o życiu i przemijaniu. Niezwykła była także sceneria zdjęć do tego filmu i zastosowane tricki realizatorskie, np. w scenie przemiany zewnętrznej Jańcia. Ekipa charakteryzatorów tworzyła wokół mojej osoby sztuczną pajęczynę, symbolizującą wędrówkę w czasie. Jakoś wytrzymałem nieruchomo ich wielogodzinne zabiegi, w tym czasie starałem się nie poruszać. Upał był na planie niezmierny, toteż starano się osłaniać mnie przed palącymi promieniami słonecznymi parasolkami. Jańcio Wodnik to jakby święta postać z ludowych przypowieści. U Kolskiego miałem szczęście do niezwykłych postaci. To wprawdzie tylko krótki epizod, ale zagrałem w ciekawej, mistycznej scenie jego filmu „Jasminum” postać św. Rocha - patrona klasztoru, w którym toczy się akcja tego filmu.

- Przypomina Pan sobie trudne, wymagające cierpliwości lub dużego wysiłku role, zwłaszcza z początków Pana kariery aktorskiej?

- Czterdzieści lat temu, gdy byłem o połowę moich lat młodszy, nie było dla mnie ciężkich filmów. Grałem już przed serialem „Czterej pancerni i pies” w takich filmach, toteż niebezpieczne sceny wojenne, na przykład wybuchów, nie robiły na mnie i moich młodych kolegach żadnego wrażenia. Na szczęście, jak to w filmie, nie strzelałem z czołgowego działa prawdziwymi nabojami. Takich filmów obecnie już się w Polsce nie realizuje, mam więc co z sentymentem wspominać.

- Ma Pan za sobą ponad pięćdziesiąt lat aktorskiej kariery. Jak Pan zapamiętał miejsca, w których powstawała większość Pana filmów?

- Musiało być ich mnóstwo, ale sporo widzów kojarzy moje role z wieloma miejscami na Mazowszu i Mazurach (pamiętny „Żywot Mateusza” - przyp. M.K.), a także na Śląsku. To oczywiste, że właśnie Śląsk zapamiętałem najbardziej, bo to moje rodzinne strony. Pozostały tam już tylko mogiły moich bliskich, mieszkam stale w Warszawie. Staram się, jak tylko mogę, odwiedzać rodzinną wieś. Jest mi ciężko, gdy z jakiegoś powodu nie mogę tam pojechać. Tak się złożyło i w ubiegłym roku, że w ostatnim dniu października musiałem grać na mojej scenie (Teatr Powszechny w Warszawie - przyp. M.K.) i zaraz potem również występowałem 2 listopada. Wtedy staram się odwiedzić groby rodziców w niedzielę po Wszystkich Świętych. Z Warszawy do mojego Godowa jest w jedną stronę 400 km. Godów leży niedaleko Jastrzębia Zdroju, Cieszyna i Wodzisławia Śląskiego, nad rzeką Olzą.

- Na chrzcie św. otrzymał Pan imię Franciszek. Czy zastanawiał się Pan nad tym, dlaczego?

- Mój nieżyjący już ksiądz proboszcz w rodzinnej parafii, w której spędziłem najmłodsze lata, wyjaśniał mi powody nadawania imion. Był tam zwyczaj, aby nadawać pierworodnym dzieciom imiona Adam lub Ewa. Mój najstarszy znany historycznie przodek miał właśnie na imię Adam. W mojej rodzinie byłem najmłodszy z siedmiorga rodzeństwa (z tego jedna mała siostrzyczka zmarła). Nie wiem tak do końca, dlaczego nadano mi imię Franciszek. Mój syn ma na pierwsze imię Piotr, a na drugie - Franciszek. Obok Piotra wraca może i dziś moda na imię Franciszek... W mojej pamięci jest to imię z farsowych sztuk z tekstem typu: „Franciszku, podajcie do stołu” albo „Panie, konie zajechały”. A może też jeszcze dawniej kojarzyło się z imieniem cesarskim Franciszka Józefa...

- Zagrał Pan wielkie role, które stanowiły wizerunki tak różnych postaci, jak fabrykant w „Ziemi obiecanej” Andrzeja Wajdy, robotnik w „Perle w koronie” Kazimierza Kutza i apostoł Piotr w „Quo vadis”. Która z tych ról jest dla Pana najważniejsza?

- Wszystkie są ważne, ale ponieważ starałem się w każdej z nich przekazywać swoje życiowe doświadczenia, a najwcześniejsze wyniosłem z mojego dzieciństwa na Śląsku, toteż cenię role postaci z tego regionu. Mój rodzinny Śląsk jest szczególnie religijny i dziękuję Kaziowi za to, że umiał to tak pięknie pokazać w swoich filmach, w których także grałem. Moja rodzina była bardzo wierząca. Mój ojciec był przez długie lata kościelnym. Sam grywałem w kościele na organach. Zawsze będę czuł i myślał jak Ślązak.

- Co chciałby Pan przekazać młodzieży garnącej się do zawodu aktora?

- Najlepiej chyba nie mieć w tym zawodzie żadnych obciążeń, bo łatwiej jest działać z poczuciem wolności i swobody. Niezbędny jest też każdemu młodemu człowiekowi warsztat aktorski, a ten trzeba przede wszystkim zdobywać w szkole teatralnej. Niekiedy bywa tak, że ta szkoła daje warsztat, ale nie rozwija ekspresji aktorskiej. Z wiekiem przychodzi w tym zawodzie coraz większa pokora, bo starszy artysta coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, jak mało jeszcze w tym zawodzie potrafi i wciąż musi się doskonalić.

2007-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Panie, spraw, bym był wiernym uczniem Twoim i innych pociągał do Ciebie!

2024-05-23 10:05

[ TEMATY ]

homilia

O. prof. Zdzisław Kijas

Karol Porwich/Niedziela

Ci, którzy przyznają się do Chrystusa, którzy idą za Nim, którzy stali się Jego uczniami, nie mają traktować Jego nauki wybiórczo. Zbawiciel chce, by całe Jego nauczanie było przyjmowane i przestrzegane.

Słowa Ewangelii według Świętego Mateusza

CZYTAJ DALEJ

Ida Nowakowska: Chcę być jak moja Mama!

„Wychowywanie ciebie jest moją pasją” – mówiła mi moja mama. Choć nie rozumiałam do końca tych słów, wywoływały na mojej twarzy uśmiech. Czułam się potrzebna.

Od dziecka chodziliśmy z rodzicami do muzeów, na wernisaże i wieczory literackie, do kina i teatru. Nie wiem, kiedy to się wydarzyło, ale mama stała się moją najbliższą przyjaciółką. I tak zostało do dziś. Zawsze pomagała mi w spełnianiu marzeń, miała dla mnie czas i cierpliwość, motywowała, żebym wszystko próbowała zrobić sama. Pokonywanie trudności dawało mi poczucie, że jeśli podejmę jakieś wyzwanie, to na pewno mu podołam. Mama prowadziła mnie na wszystkie zajęcia, które sobie wymarzyłam. Nigdy na mnie nie krzyczała, nigdy mnie nie uderzyła. Starała się mnie wychować, pokazując konsekwencje błędnych zachowań. Nie okłamywałam mamy, bo mówiła, że ma do mnie zaufanie...

CZYTAJ DALEJ

Zmiany personalne duchowieństwa w archidiecezji warszawskiej

2024-05-27 08:37

[ TEMATY ]

zmiany personalne

Archidiecezja Warszawska

Wojciech Łączyński/archwwa.pl

Kard. Kazimierz Nycz wręczył dekrety nowym proboszczom, z których jednego skierował do nowo utworzonej parafii bł. Stefana Kardynała Wyszyńskiego w Szeligach. Mianował też nowego dyrektora Domu Rekolekcyjno-Wypoczynkowego “Dobry Zakątek w Konstancinie-Jeziornie.

Na uroczystości zabrakło nowego proboszcza parafii św. Tomasza, ks. Eryka Czarneckiego, który odbierze dekret w późniejszym terminie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję