Reklama

Święci i błogosławieni

Jezus lubił jej słuchać. Magdalena Panattieri

Znowu kobieta, znowu dominikańska tercjarka, znowu ktoś zapatrzony w Katarzynę ze Sieny. Tym razem spotykamy jednak świętą innego typu. Nie ma w jej życiu wielkich postów ani ucieczki od świata. Magdalena uważa, że świat i ludzie są piękni. Wystarczy odrzucić od siebie to, co złe i niegodziwe, a resztę pozostawić i cieszyć się, że wokół jest tyle Bożego stworzenia.

[ TEMATY ]

Magdalena Panattieri

pl.wikipedia.org

Magdalena Panattieri

Magdalena Panattieri

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Lubi przebywać wśród ludzi, kocha ich. A ponieważ jest szczęśliwa, zawsze pozostaje radosna. Czy jej życie wypełniały po brzegi objawienia? Nic podobnego. Owszem, kilka razy Jezus ukazał się jej w otwartych drzwiach nieba, ale takie spotkania były rzadkie. Może zaledwie trzy…? Warto przyjrzeć się tej – czasami – wizjonerce, bowiem większość ludzi, którzy dostąpili łaski objawień jest właśnie taka. Jezus objawia się im raz, może dwa. Albo trzy… Nie potrzeba więcej.

Magdalena Panattieri przychodzi na świat, który tak bardzo pokocha, w Trino, miasteczku oddalonym o 50 kilometrów na północny wschód od Turynu. To górne Włochy, można by rzec, że do granicy jest bliżej niż do Italii. Dla Magdaleny nie ma znaczenia, gdzie mieszka. Tu postawił ją Bóg, tu mieszka jej rodzina i tylu ludzi, których trzeba zamknąć w swoim sercu. To jej cały świat. Tu spędzi całe swoje życie. Będzie w Trino od 1443 roku do 1503 roku, czyli 40 lat. Cuda, które będą się dziać po jej śmierci, pokażą, że nadal jest obecna w swym rodzinnym mieście. Miłość do ludzi wynosi z domu. Jej rodzice kochają Boga i codziennie dziękują mu za piękny świat, który stworzył. Ich wiara inspiruje Magdalenę. Niebawem uczennica przerasta nauczycieli – dziewczynka wykazuje niezwykłą, głęboką i radosną duchowość. Kocha wszystkich ludzi i chce być ze wszystkimi. Może dlatego składa Bogu śluby dziewictwa. Chce być wolna, by służyć ludziom. W tym rozpoznaje swoje powołanie. Podobno ma oryginalną urodę i budzi zainteresowanie u mężczyzn. Udaje się jej uciec z sieci próżności narzucanej jej przez świat. Gdy wiele współczesnych jej młodych kobiet jest żałośnie w nią zaplątanych, ona przegląda się tylko w jednym zwierciadle. Jest nim krucyfiks. Chce być zawsze Jego. Dlatego, naśladując Katarzynę Sieneńską, przed 20. urodzinami zostaje dominikańską tercjarką.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

CHARYZMATY

W tym czasie do trzeciego zakonu należą w większości wdowy i starsze kobiety. Dla Magdaleny nie jest to problem: to kolejni ludzie do kochania! Wnosi w tercjarską wspólnotę radość i entuzjazm, ale nie tylko to. Jej duch pokuty (który nie zmywa z jej twarzy uśmiechu) i jej duch oddania potrzebującym są tak wielkie, że inne kobiety mogą tylko patrzeć i próbować naśladować. Najbardziej wyróżnia ją radość. Jest w niej tyle światła i dobra, że ludzie chcą być blisko niej. Robi codziennie cuda: sprawia, że ludzie się uśmiechają. To jest dar, z którego nawet nie zdaje sobie sprawy. Nie wie, że ma charyzmat radości.

Reklama

Szczególnie kocha dzieci, to chyba jej drugi charyzmat. Dzieci to wyczuwają i lgną do niej, karmiąc się jej radością i energią. A ona nie tylko się z nimi bawi. Lubi im opowiadać, one zaś lubią jej słuchać. Okazuje się, że zwykła, prosta dziewczyna ma kolejny charyzmat: dar opowiadania o Bogu. Bo opowiada m o tym, co dla niej najważniejsze i najpiękniejsze. Sama nie zauważa, jak jej spotkania z dziećmi zamieniają się w lekcje katechizmu, na które przychodzi coraz więcej osób. Nie zdaje sobie sprawy, że ma wielką moc opisywania Bożych tajemnic i że potrafi wyjaśniać trudne prawdy religii prostym ludziom.

Dzieci powtarzają w domu opowieści Magdaleny. Zaciekawieni rodzice dołączają do swoich pociech. Za chwilę przychodzą też sąsiedzi, nawet mężczyźni. Następnie pojawiają się zakonnice i księża. A przełożony dominikanów posyła nowicjuszy, aby słuchali jej prostych wykładów. Mówi się, że nawet Jezus lubi jej słuchać. Jest wspaniałą nauczycielką religii. Mówi z zapałem o tym, w co sama głęboko wierzy, a może nawet wie(?). Ma naturalny sposób mówienia, posługuje się obrazami i porównaniami. To wszystko sprawia, że nauka Kościoła staje się dla słuchaczy jasna i zrozumiała, a Bóg bliższy niż kiedykolwiek. Wszyscy uwielbiają jej słuchać. Wkrótce trzeba szukać większego pomieszczenia na spotkania z Magdaleną. Dominikanie udostępniają jej duży pokój obok kościoła.

Reklama

KSIĄŻKA "ŚWIAT OBJAWIEŃ JEZUSA" DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI! TERAZ W PROMOCJI -43%!

ZNANA I KOCHANA

Magdalena mieszka w domu z bliskimi. Czas ma dobrze zorganizowany. Rano uczestniczy zawsze we mszy świętej, a następnie pozostaje na adoracji eucharystycznej. Potem poświęca swój czas biednym i chorym. Znają ją wszyscy. Nie uważają jej za dewotkę, nikt nie wytyka jej palcem. Sama o tym nie wie, ale jest ważną postacią w swoim mieście. Miłość, z jaką opiekuje się biednymi dziećmi, a także cuda, które niechcący dzieją się za jej przyczyną, sprawiają, że wielu ludzi żyjących w grzechu zaczyna szukać pojednania z Bogiem i zaczyna żyć w łasce. Zresztą ci ludzie wiedzą, że Magdalena się za nich modli i podejmuje w ich intencji kolejne pokuty. Bywa, że nie cofa się przed napomnieniami. Surowo upomina tych, którzy czynią zło, zwłaszcza lichwiarzy. Wie, że są oni przyczyną straszliwej nędzy wielu jej ukochanych biedaków. Ludzie ją szanują, podziwiają prosty styl życia. W odróżnieniu od Katarzyny i Róży Magdalena nie nosi dominikańskiego habitu. Dlaczego? Chce być podobna do tych, których kocha. Jest jedną z nich, częścią lokalnej wspólnoty. Zamiast dominikańskiego stroju nosi szorstką wełnianą koszulę.

„NIE ODEJDĘ SPOD TWEGO KRZYŻA”

Czy ma objawienia? Nie musi, bo nie ma specjalnej życiowej misji. Nie została wezwana do nawracania królów ani głoszenia kazań ostrzegających przed karą czekającą grzeszników. Magdalena idzie swoją małą Bożą drogą codziennej modlitwy, adoracji i bycia z ludźmi. W życie swego miasteczka wnosi Boga. Tylko tyle. Nie potrzebuje nadprzyrodzonych wizji. Ale ma ich przynajmniej kilka. Pierwsza wiąże się z kłopotami w jej własnej rodzinie. Brat Magdaleny – najmłodszy i najbardziej przez nią kochany – ma szczególny talent do wpadania w kłopoty. Pewnego dnia, już po wielu upomnieniach i prośbach, najbliżsi tracą cierpliwość. Mają dość, zapada decyzja: syn nie ma wstępu do domu, niech żyje na własną rękę. Ale Magdalena nie chce stracić ukochanego brata. Pada na kolana przed krucyfiksem i posuwa się do szantażu: ogłasza Jezusowi, że nie odejdzie spod Jego krzyża, dopóki Pan nie zapewni jej, że pomoże przywrócić czarną owcę na łono rodziny. Wówczas ukazuje się jej Jezus, uśmiecha się do zawsze uśmiechniętej tercjarki i powiada: „Nie mogę ci niczego odmówić”. Nie musimy nikogo informować, że jej brat powraca na chrześcijańskie drogi. Na zawsze.

Reklama

NIEZNANE NIKOMU STYGMATY

Magdalena Panattieri jest mistyczką, choć jej życie nie pasuje do naszego obrazu mistyka. Co więcej, nosi na ciele stygmaty męki Jezusa. Słyszeliśmy przed chwilą, jak sama wołała do Zbawiciela, że nie odejdzie od Jego krzyża. Może – wysłuchana przez Jezusa – wstać z kolan i odejść od zawieszonego na ścianie krucyfiksu. Nie wie jeszcze, że tamtego dnia Pan przyjął jej deklarację. Magdalena już nie odejdzie spod krzyża, za chwilę będzie nosić stygmaty. Ta szczególna łaska zupełnie nic w jej życiu nie zmieni. Nadal będzie tą samą uśmiechniętą Magdaleną, która służy chorym i biednym, która uczy ludzi o Bogu. Dopiero po jej śmierci, gdy jej ciało będzie przygotowywane do złożenia w trumnie, oczom zebranych ukażą się rany Jezusa na ciele Magdaleny.

DWA SPOTKANIA Z JEZUSEM ZNAJĄCYM PRZYSZŁOŚĆ

Inne widzenia?

Wiemy, że Jezus zapewni ją, że reforma, jaką w zakonie dominikanów próbuje przeprowadzić Raymond da Capua, późniejszy święty, zostanie wprowadzona w życie. Wiemy też, że Jezus zapowiedział jej, że niebawem nastąpi krwawa inwazja Francuzów na Italię. Wtedy będzie błagać Boga o litość dla jej ukochanego ludu i Jezus znowu jej wysłucha. Przecież powiedział: „Nie mogę ci niczego odmówić”. Jej rodzinne Trino jest jedynym miastem, które omija wojna. Magdalena będzie już wtedy w niebie, ale mieszkańcy miasteczka będą pamiętali jej proroczą zapowiedź i jej żarliwe modlitwy za jej ukochane Trino. Cud ocalenia przed okropnościami wojny przypiszą jej wstawiennictwu.

Reklama

JEZUS UPOMINA SIĘ O CZEŚĆ DLA MAGDALENY

Jeden z członków rady mediolańskiej tak bardzo nadużył swojej władzy i wyrządził tyle krzywd Kościołowi (szczególnie dominikanom), że zostaje ekskomunikowany przez papieża. W straszliwym zamieszaniu, jakie wywołała ta kara kościelna, młody mężczyzna – jest nim niejaki Bartolomeo Perduto – publicznie uderza w twarz naszą dominikankę, obrzucając ją przy tym stekiem wyzwisk. Ku zaskoczeniu wszystkich przyszła święta pada na kolana i woła: „Tu, bracie, jest drugi policzek. Oddaję ci go z miłości do Jezusa Chrystusa!”. Jej zachowanie budzi w Perducie jeszcze większą wściekłość, tym bardziej że drugi raz już uderzyć jej nie może. Teraz Magdalena przejęła inicjatywę i cokolwiek by on zrobił, wszystko będzie służyć jej zwycięstwu. Mieszkańcy miasta nie zdołają interweniować, wszystko dzieje się tak szybko. Jednak Jezus nie pozostawi tego ataku na swoją ukochaną Magdalenę bez odpowiedzi. Dwojakiej. Najpierw daje młodzieńcowi czas na opamiętanie, skruchę, nawrócenie. Bo Jezus zawsze przychodzi najpierw jako Miłosierny. Gdy mija rok, a Perduto nie żałuje swego czynu, Chrystus sprawia (czyli nie pomaga, nie ocala), że nie wydarza się cud ani nie pojawia się łut szczęścia i młody człowiek ginie. Magdalena, przerażona jego losem, szczerze opłakuje jego śmierć. W tym samym czasie bluźnierczy radny z Mediolanu zapada na nieuleczalną i bardzo bolesną chorobę. To również akt Chrystusowego miłosierdzia. Cierpienie jest ostatnią szansą na pojednanie z Bogiem. Nie wiemy, jak ten człowiek umiera. Kroniki podają, że Magdalena płacze nad losem Bartolomea Perduty. Nie notują, czy płacze nad sędzią. Może ten zdążył pojednać się Bogiem…

SZCZĘŚCIE W NIEBIE, JEŚLI…

Panattieri umiera 13 października 1503 roku. Oczywiście w Trino. Kiedy zbliża się agonia, zaprasza do siebie wszystkich swoich biedaków i chorych, by im powiedzieć jedno zdanie: „Nie mogłabym być szczęśliwa w niebie, gdyby was tam nie było”. Te słowa są jej najkrótszą, ale najbardziej skuteczną katechezą, jaką kiedykolwiek wygłosiła. Być może i tego Jezus nie będzie jej mógł odmówić.

2022-12-16 15:21

Ocena: +9 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Św. Marek, Ewangelista

[ TEMATY ]

św. Marek

Arkadiusz Bednarczyk

Św. Marek (A. Mirys, Tyczyn, XVIII wiek)

Św. Marek (A. Mirys, Tyczyn, XVIII wiek)
CZYTAJ DALEJ

Norman Davies z Wykładem Mistrzowskim w Łodzi

2024-04-25 13:57

Archidiecezja Łódzka

W środę 8 maja br. o godz. 19:00 w auli Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi odbędzie się kolejne spotkanie z cyklu „Wykład Mistrzowski”. Tym razem – kard. Grzegorz Ryś – zaprosił do Łodzi Ivora Normana Richarda Daviesa.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję