Platforma Obywatelska w swoim programie jako sztandarowe hasło głosiła potrzebę obniżenia podatków. Tymczasem w przyszłym roku czeka nas podwyżka stawki podatku VAT z 22 proc. na 23 proc., i to w sytuacji, gdy stawka tego podatku pośredniego w Polsce jest jedną z najwyższych w Unii Europejskiej. Od 2012 r. nie jest wykluczone zwiększenie stawki VAT aż do 25 proc., czyli do najwyższego poziomu, jaki jest dopuszczalny w UE. Jeżeli te zamiary zostaną zrealizowane, będzie to przede wszystkim uderzenie w najuboższych, a także czynnik zwiększający inflację i szarą strefę, bo bardziej opłacalne będzie kupowanie towarów i usług „bez faktury”.
Zapowiedź rządowa zwiększenia skali podatku VAT ma wymiar polityczny, gospodarczy i społeczny. Paradoks sytuacji polega na tym, że głoszący hasła solidaryzmu społecznego rząd Jarosława Kaczyńskiego obniżał podatki, w tym stawkę podatku dochodowego dla najbogatszych, natomiast liberalny rząd Donalda Tuska je podwyższa. Obecna ekipa, proponując podwyżkę VAT-u na rok przed wyborami parlamentarnymi - co z oczywistych względów jest niepopularne społecznie - socjotechnicznie postąpiła umiejętnie. Propagandziści będą podkreślali, iż mimo trudnej sytuacji budżetu państwa, niewydolnego systemu ZUS i KRUS, kryzysu gospodarczego, dzięki znakomitej polityce gospodarczej Polakom została oszczędzona podwyżka podatków bezpośrednich od dochodów i składek rentowych.
Zwiększenie stawki VAT oznacza jednak i tak uderzenie w rodziny i pogorszenie sytuacji materialnej Polaków. Z prostej przyczyny - ponieważ bardzo wiele artykułów codziennej potrzeby będzie droższych i automatycznie wzrosną koszty życia. Zdrożeją również paliwa, a to spowoduje w sposób oczywisty wzrost cen wszystkiego. Nieprawdziwe jest zatem stwierdzenie premiera Donalda Tuska, że nie zdrożeje żywność, bo wyższe będą koszty komponentów i środków do produkcji żywności. Poza tym jest to półśrodek, który ma umożliwić przetrwanie PO do wyborów parlamentarnych. Zamiast podjąć rzeczywiste reformy: uzdrowić finanse publiczne, znieść bariery biurokratyczne i podejmować działania uwalniające rozwój ekonomiczny, a także zracjonalizować wydatki z budżetu państwa, proponowana jest prowizorka, która nie leczy przyczyn złej sytuacji kasy publicznej.
Im dłużej będzie odkładana modernizacja państwa, tym będzie droższa i trudniejsza dla Polaków. Rząd zamiast wybrać kierunek na rozwój, sięga do kieszeni obywateli i proponuje osłabienie tempa rozwoju gospodarki. Co gorsza, kraju na dorobku nie stać na rozwiązania zastępcze, bo „per capita” są one droższe. Lepiej od razu wprowadzać sprawdzone rozwiązania. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że PO wpadła w sidła własnej propagandy. W kampanii 2007 r. zapowiadała reformy gospodarcze, a teraz, na kilkanaście miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, nie jest w stanie ich przeprowadzić, mimo że dysponuje większością parlamentarną i prezydentem z własnego obozu politycznego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu