Reklama

Wielka Justyna z małej Kasiny

Radość, duma, skandowanie „Justyna, Justyna” - tak Kasina Wielka cieszy się z każdego medalu zdobytego przez swoją krajankę na wielkich imprezach

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy przed rokiem Justyna Kowalczyk zdobywała złoty medal olimpijski, ludzie zebrani w miejscowej remizie kibicowali na stojąco. Przygrywał zespół regionalny „Kasinianie-Zagórzanie”, doping był gorący. Gdy Polka o włos pokonała Marit Bjoergen, wszyscy wylegli na ulicę. Rozpierała ich duma. - Nasza sąsiadka mistrzynią olimpijską! Czy mogliśmy o tym kiedykolwiek marzyć? - dziwi się Bolesław Żaba, od niedawna wójt gminnej Mszany Dolnej, wieloletni sołtys.
Nawet sama mistrzyni jeszcze kilka lat temu mogła tylko o tym pomarzyć. A dziś każdy mieszkaniec Kasiny Wielkiej, także sam Żaba, rośnie w oczach, gdy w telewizji mówią, jak wielka jest ich Justyna. Tymczasem Kasina nie jest taka duża, ma trzy tysiące mieszkańców, chyba że akurat jest sezon, czyli lato lub zima, i ściągają goście. Dlatego wszyscy się tu znają. A na pewno wszyscy znają Justynę: olimpijską mistrzynię, wicemistrzynię i zdobywczynię brązowego medalu w jednej osobie. W jej blasku także oni zdają się być nie tacy zwykli jak na co dzień.
Jak podkreśla Piotr Lulek, prezes Stowarzyszenia Na Rzecz Rozwoju Wsi Kasina Wielka, dzięki mistrzyni olimpijskiej cała okolica stała się sławna, a teraz może będzie modna. - Już tylko samo to, to dla nas czysty zysk. Ale z pewnością sukcesy Justyny przyspieszą rozwój całej okolicy - zapewnia prezes Lulek, który jest również kapelmistrzem miejscowej orkiestry strażackiej.
W tym roku, z różnych przyczyn, wspólnego oglądania nie było, ale Piotr Lulek twardo zapewnia, że starty mistrzyni nie spowszedniały im. - Zakończenie kariery Adama Małysza nieco przyćmiło sukcesy Kowalczyk, ale ona wciąż jest i będzie w naszych sercach - zapewnia. Tym bardziej, że to już nie skoczek z Wisły, lecz biegaczka z Kasiny będzie przynosić radość wszystkim w kolejnych latach.

Za górami, za lasami

Rafała Kubowicza, szefa Fan Clubu Justyny Kowalczyk w Kasinie (także restauratora i działacza miejscowego klubu sportowego Śnieżnica), rozpiera duma; wszak medale w międzynarodowych mistrzostwach są w polskim sporcie wielką rzadkością, a Justyna z każdych zawodów przywozi ostatnio po kilka krążków. Wiedział, co robi, zakładając przed pięcioma laty fanklub. Z Justyną znają się zresztą od dziecka, o jej startach wie wszystko, i to od czasów, gdy zaczęła profesjonalne bieganie.
- Jeździmy ją dopingować, nikt nie szczędzi czasu ani pieniędzy, bo wierzymy w jej szczęśliwą gwiazdę - mówi Kubowicz. W tym roku co prawda na mistrzostwach w Oslo, gdzie Kowalczyk zdobywała kolejne medale, nie był, bo nie mógł (byli za to inni), ale jeszcze nieraz pojedzie kibicować krajance. - Teraz to nie my jesteśmy koło Krakowa, tylko Kraków jest koło Kasiny. A przecież jeszcze niedawno mało kto wiedział, że taka miejscowość w ogóle jest - dodaje.
Ale przesadza: miejscowość i całą okolicę musi znać każdy beskidzki łazik. Jest pięknie położona na południe od Krakowa, w dolinie potoku Węglówka w malowniczym Beskidzie Wyspowym. Otaczają ją góry: Ćwilin, Śnieżnica, Lubogoszcz i Dzielec.
Zimą sporym powodzeniem cieszy się stacja narciarska „Śnieżnica”, wyposażona w nowoczesną kolej krzesełkową, z jedną z najdłuższych w Polsce oświetlonych tras zjazdowych. Śnieg mają tu na ogół od grudnia do marca. Ale latem też jest co robić. Atrakcją są wędrówki lub rowerowe toury po okolicznych łagodnych górach, do Mszany, Myślenic, Limanowej, Raciechowic i Szczawy.
Atrakcją jest też zabytkowy drewniany kościół z 1678 r. i XIX-wieczna stacja kolejowa, najwyżej położona w Polsce, przez którą przechodzi linia kolejowa z Nowego Sącza do Chabówki (prawie 600 m n.p.m.). Na wyobraźnię musi działać to, że właśnie tu kręcono część scen „Katynia” Andrzeja Wajdy (stąd właśnie wywożono polskich żołnierzy w głąb Rosji), a także „Listy Schindlera” Stevena Spielberga.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Charakter po tacie

Kasina nie przeżywa może najazdu dziennikarzy, ale zainteresowanie miejscowością od dwóch lat jest spore. Oto ktoś napisał, że Kowalczyk została sportowcem wbrew rodzinnej tradycji, bo jej starsze rodzeństwo to lekarze i nauczyciele, a matka polonistka zawsze oczekiwała czerwonego paska na świadectwie.
- A to nie tak. Jej tata prowadził schronisko na Śnieżnicy i sporo jeździł na nartach. Narciarstwo trenowała także jej siostra Ilona. Tu przecież aż się prosi, żeby uprawiać, choćby rekreacyjnie, jakiś sport - mówi wójt Bolesław Żaba. Natomiast to, co piszą, że o mały włos Justyna nie wybrałaby kariery sportowej, to prawda. Tak jak brat i siostra miała studiować medycynę. Gdy więc Stanisław Mrowca, trener w szkółce narciarskiej, wybrał się do jej rodziców, by zaproponować Justynie, najmłodszej z czwórki dzieci, treningi w swoim klubie, spotkał się z odmową. Zgodę dostał, ale pod warunkiem, że córka wygra zawody młodziczek. Wygrała, mogła trenować dalej.
Rafał Kubowicz nie ma wątpliwości: najwyższe sportowe laury mistrzyni po prostu się należą. Za ciężką pracę, za nieustępliwość, za serce. Ks. Jan Zając, kapelan ośrodka rekolekcyjno-szkoleniowego na Śnieżnicy, może opowiedzieć, skąd to się wzięło. Charakter biegaczka ma taki jak jej ojciec, który pracował w ośrodku na Śnieżnicy. Gdy się zawziął do jakiejś roboty, to wykonał ją do końca, bez względu na trudności czy pogodę.
W Kasinie wszyscy potrafią wskazać dom, w którym mieszkają Kowalczykowie. Nie wyróżnia się za bardzo spośród pozostałych, na balkonie ma jednak aż dwie anteny satelitarne, dzięki którym rodzice Justyny Kowalczyk mogą odbierać stacje sportowe z całego świata i nie przegapić żadnego startu najmłodszej córki. Stamtąd jest kilkaset metrów do stadionu zespołu Śnieżnica. Otwarty dwa lata temu, dziś nosi imię Justyny.

Reklama

Lekcje na nartach

Jednak mistrzyni w domu w Kasinie jest rzadkim gościem. Ponad 300 dni w roku spędza na obozach i zawodach. Sezon zaczyna się w listopadzie, a kończy w połowie kwietnia. W połowie maja zaczynają się przygotowania do kolejnego. Miesiąc przerwy między treningami to jedyny czas, żeby nadrobić zaległości towarzyskie i rodzinne. Ale nawet wtedy, gdy jest w domu, wstaje skoro świt i przez wiele godzin, z przerwami, biega. Właśnie wtedy najłatwiej spotkać Justynę w Kasinie.
W innym terminie można oglądać ją tylko w telewizji. Zawody z udziałem Justyny ogląda się nawet w ośrodku rekolekcyjno-szkoleniowym na Śnieżnicy, gdzie telewizor przynosi się i włącza tylko w wyjątkowych sytuacjach. Taką sytuacją był np. wybór papieża Benedykta XVI. Ks. Jan Zając modli się za dobre wyniki Justyny na ogół przed obrazem Matki Boskiej Śnieżnej, który ośrodek otrzymał w prezencie od Jana Pawła II.
Zanim Justyna Kowalczyk zaczęła odnosić sukcesy, zasłynęło w okolicy troje innych wielokrotnych olimpijczyków w sportach zimowych: biatlonistka i narciarka Halina Nowak oraz biatloniści bracia Jan Ziemianin i Wiesław Ziemianin. Tyle, że to nieco inna liga, bardziej krajowa, może europejska. Justyna startuje w światowej.
Ziemianinowie i Kowalczyk nie wzięli się znikąd. W latach 70. w powiecie limanowskim wprowadzono tzw. próbę limanowską, szeroką akcję popularyzacji narciarstwa klasycznego wśród młodzieży. Szkoły, które nie posiadały sal gimnastycznych, wyposażone zostały w sprzęt narciarski. Dzieci dojeżdżały na nartach do szkół, znacznie zwiększono liczbę godzin zajęć WF-u, nauczyciele przeszli kursy trenerskie. Powstały kluby Limanovia i Maraton Mszana Dolna. Dzięki tej próbie wyrosło wielu czołowych polskich zawodników. I choć po paru latach „próbę” zakończono, miała ona dobre skutki, także na dłuższą metę. Pozostały po niej biegówki. To właśnie na nich stawiała pierwsze kroki późniejsza mistrzyni olimpijska.

Jak w Oberstdorfie

Kasina nie przeżywa też boomu sportowego, budowlanego itp., którego należało się spodziewać po sukcesach polskiej mistrzyni. Ale może, wraz z powrotem koniunktury gospodarczej - kto wie? - to się zmieni. - Może entuzjazm mieszkańców da się zmienić w większe zaangażowanie i zainteresowanie rozwojem miejscowości - marzy prezes Piotr Lulek. - Ludzie zaczynają myśleć o agroturystyce, postawieniu jakiegoś pensjonatu, o tym, że warto zadbać o ściągnięcie tutaj inwestorów. Ludzie mają tu grunty, które można wykorzystać turystycznie.
Okolica zawsze była biedna. Sporo ludzi wyjeżdżało niegdyś za chlebem na zachód Europy i za Wielką Wodę (nadal wielu młodych wyjeżdża, nie widząc tutaj przyszłości dla siebie). Nie ma chyba rodziny w Kasinie, z której ktoś by nie wyjechał. Dziadek wójta Żaby emigrował nawet dwukrotnie.
Także dzięki sukcesom Justyny miejscowość ma szansę na rozwój, jakiego jeszcze nie było. Nikt nie ma wątpliwości, że trzeba to wykorzystać. Jednak Rafał Kubowicz nie widzi większych działań w tym kierunku. - Mamy tu dobre warunki, nie ma terenów chronionych. Chcąc mieć medale, musimy szkolić młodzież. Inaczej sukcesy Justyny będą tylko kilkurazowym wyskokiem. To przecież nie przypadek, że Wiesław Ziemianin był dopiero 6.-7. w klasie. Gdzie się podziali ci, którzy wyprzedzali go na zawodach? Skończyli szkołę i zaginęli, ich talent nie mógł się rozwijać - mówi.
Nie ma np. trasy narciarskiej, na której można byłoby biegać na nartach. - Takich tras brakuje w całej Polsce. A my mamy warunki do zrobienia tu centrum narciarskiego, takiego, jakie jest np. w Oberstdorfie. Gdy nie będzie trasy z prawdziwego zdarzenia, nie ma co żądać wyników od naszej młodzieży. Justyna nie trenuje przecież w Polsce. O ośrodku trzeba myśleć już dziś. Za parę lat, po skończeniu kariery, jego szefem mogłaby być właśnie Justyna.
Poseł Tadeusz Patalita, były wójt Mszany Dolnej, który jeździ z fanklubem, jeśli tylko znajdzie czas, w tej sprawie nie zasypia gruszek w popiele, ale są trudności obiektywne. - Myślę wciąż o budowie Europejskiego Centrum Narciarstwa Biegowego i Biatlonu pod Lubogoszczą - powtarza. - Sprawa centrum utknęła na razie na etapie projektowania i pozyskiwania pieniędzy.
Ks. Jan Zając radzi, żeby myśleć o przyszłych inwestycjach, cieszyć się z sukcesów Justyny, ale wykorzystać je przede wszystkim jako zachętę do aktywności na świeżym powietrzu. Sam stara się być aktywny; biega rekreacyjnie na nartach, sporo chodzi. Niestety, sukcesy krajanki na razie nie przekuwają się w praktyczny sposób na popularyzację biegów narciarskich w okolicy. Wszystko jeszcze przed nimi.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Panie! Spraw, by moje życie jaśniało Twoją chwałą!

2024-04-26 11:09

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Człowiek nierzadko boi „odsłonić się” w pełni, pokazać, kim w rzeczywistości jest, co myśli i w co wierzy, co uważa za słuszne, czego chciałby bronić, a co odrzuca. Obawia się, że ewentualna szczerość może mu zaszkodzić, zablokować awans, przerwać lub utrudnić karierę, postawić go w złym świetle itd., dlatego woli „się ukryć”, nie ujawniać do końca swoich myśli, nie powiedzieć o swoich ukrytych pragnieniach, zataić autentyczne cele, prawdziwe intencje. Taka postawa nie płynie z wiary. Nie zachęca innych do jej przyjęcia. Chwała Boga nie jaśnieje.

Ewangelia (J 15, 1-8)

CZYTAJ DALEJ

Czego uczy nas świętość Jana Pawła II? Msza św. z okazji obchodów 10. rocznicy kanonizacji papieża

2024-04-27 17:55

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

@VaticanNewsPL

Odważny, zdecydowany, konsekwentny, człowiek pokoju, obrońca rodziny, godności każdego ludzkiego życia, prawdziwy i szczery przyjaciel młodych oraz wielka pobożność Maryjna - tak scharakteryzował św. Jana Pawła II kard. Angelo Comastri. Emerytowany archiprezbiter bazyliki watykańskiej w homilii podczas Mszy św. w Bazylice św. Piotra z okazji obchodów 10. rocznicy kanonizacji papieża Polaka starał się odpowiedzieć na pytanie: Czego uczy nas świętość Jana Pawła II - niezwykłego ucznia Jezusa w XX wieku?

Hierarcha nawiązał do dnia pogrzebu Jana Pawła II, 8 kwietnia 2005 roku na Placu Świętego Piotra, wspominając księgę Ewangelii, której strony zaczął przewracać wiatr. "W tym momencie wszyscy zadaliśmy sobie pytanie: `Kim był Jan Paweł II? Dlaczego tak bardzo go kochaliśmy?`" - powiedział kardynał i dodał: "Niewidzialna ręka przewracająca Ewangeliarz zdawała się mówić nam: `Odpowiedź jest w Ewangelii! Życie Jana Pawła II było nieustannym posłuszeństwem Ewangelii Jezusa, i z tego powodu - mówił nam wiatr! - z tego powodu go umiłowaliście!`"

CZYTAJ DALEJ

Jak udzielić pasterskiego wsparcia

2024-04-27 12:45

[ TEMATY ]

warsztaty

Świebodzin

Zielona Góra

Gorzów Wielkopolski

dekanalny ojciec duchowny

Archiwum organizatora

Warsztaty dla dekanalnych ojców duchownych

Warsztaty dla dekanalnych ojców duchownych

W sobotę 27 kwietnia w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Świebodzinie odbyły się warsztaty dla dekanalnych ojców duchownych, które poprowadził ks. dr Dariusz Wołczecki. Tematem ćwiczeń było, jak rozmawiać, żeby się spotkać relacyjnie i udzielić pasterskiego wsparcia.

Dekanalny ojciec duchowny jest kapłanem wybranym przez biskupa diecezjalnego spośród księży posługujących w dekanacie, który troszczy się o odpowiedni poziom życia duchowego kapłanów. Spotkanie rozpoczęło się wspólną modlitwą brewiarzową i wzajemnym podzieleniem się dylematami i radościami płynącymi z posługi dekanalnego ojca duchownego.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję