W „Niedzieli” z 1932 r. przeczytałem ciekawą i zupełnie dziś nieznaną historię jednego z niemieckich biskupów Wilhelma Emmanuela von Kettelera (ur. 25 grudnia 1811 r. w Münster, zm. 13 lipca 1877 r. w Burghausen). Święcenia kapłańskie otrzymał 1 lipca 1844 r., a już 25 lipca 1850 r. został powołany przez papieża Piusa IX na stanowisko biskupa w Moguncji, zostając najmłodszym biskupem Niemiec (39 lat). Pewnego razu był w odwiedzinach w sąsiedniej diecezji, której gospodarz, starszy biskup, szczerze podziwiał osiągnięcia swego młodszego kolegi uznawanego w Niemczech za reformatora Kościoła. On jednak stwierdził, że to nie są jego zasługi i że ma mocne przekonanie, iż to, czego dokonał z Bożą pomocą, dzieli z kimś innym. Widząc zdziwienie swego rozmówcy, opowiedział pewne zdarzenie ze swojego życia. Skończył studia świeckie i wcale nie miał zamiaru zostać kapłanem. Chciał zdobyć wysokie stanowisko, sławę i pieniądze. Lecz pewnego wieczoru w Adwencie miał dziwny sen. Widział wyraźnie, jak Pan Jezus, pokazując na swe Najświętsze Serce, wskazał mu klęczącą u Jego stóp zakonnicę. Powiedział: „Ona modli się nieustannie za ciebie”. Dokładnie widział rysy twarzy tej zakonnicy, jej szaty były ubogie, a ręce spracowane. Odprawił wówczas zamknięte rekolekcje w klasztorze i po długiej rozmowie ze spowiednikiem wstąpił do seminarium. Miał wówczas 23 lata. Po tej opowieści przy kolacji biskupi udali się na odpoczynek, a nazajutrz odprawiali Mszę św. u sióstr zakonnych. Podczas udzielania Komunii św. biskup Ketteler zatrzymał się przy jednej z zakonnic i pobladł, a kapelan sądząc, że ogarnęła go jakaś słabość, chciał już przejąć puszkę z Komunią św. Jednak biskup otrząsnął się i spokojnie dokończył sprawowaną Eucharystię. Po posiłku siostra przełożona przedstawiła biskupowi wszystkie zakonnice. Jednak tej jednej nie było. Na jego pytanie: „Czy to już wszystkie siostry?”, przełożona przypomniała sobie o s. Zycie obsługującej oborę. Przywołała ją, a biskup poprosił o chwilę rozmowy z nią. Spytał, czy go zna. Zaprzeczyła. Na pytanie, czy się za niego modli, również zaprzeczyła. Poprosił więc, by opowiedziała o swej ciężkiej pracy. Zakonnica przyznała, że czasami nie jest dość pokorna i wówczas nie jest zadowolona ze swej pracy, że wręcz praca sprawia jej przykrość. Zapytał, co wówczas czyni. Przyznała, że nauczyła się każdą rzecz, która sprawia jej przykrość, zaczynać gorliwą modlitwą do Boskiego Serca Jezusowego, a każde przezwyciężenie ofiarowuje za dusze potrzebujące. Na pytanie biskupa - kto poddał jej tę myśl - odparła, że czyni tak od dziecka. Jej ksiądz proboszcz uczył dzieci na lekcji religii, że wszystkie, choćby najdrobniejsze zasługi, powinny ofiarowywać za ludzi, których dusze są w niebezpieczeństwie, a Bóg sam już najlepiej tym zadysponuje. Biskup zapytał jeszcze, kiedy siostra się urodziła. Był to dokładnie ten sam dzień, w którym on się nawrócił. Na pożegnanie pobłogosławił s. Zycie całą swoją władzą biskupią, a wieczorem przy kolacji opowiedział o wszystkim gospodarzowi diecezji. Na zakończenie dodał: „Nie wiem, jak Bogu dziękować za Jego wielkie miłosierdzie, bo ta siostra modli się za mnie dopiero od 15 lat, a Bóg już naprzód przyjął jej modlitwę i w dzień, w którym ona przyszła na świat, już zdziałał moje nawrócenie. Bóg naprzód już wiedział o jej modlitwach i uczynkach”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu