Średniowieczne paraliturgiczne nabożeństwa o Wniebowstąpieniu zawierały wymowny moment: przy akompaniamencie śpiewu podnoszono na linie figurę Chrystusa Zmartwychwstałego aż pod sklepienie kościoła, a następnie przez otwór wciągano ją na poddasze. Wierni naocznie mogli przekonać się, że Pan wstąpił w niebiosa, które były częstym motywem malarskim na sklepieniach świątyń. Sama figura często przedstawiała Chrystusa odzianego w czerwoną szatę i granatowy płaszcz, barwy odpowiadające ikonografii królewskiej. Są one pozostałością sztuki bizantyjskiej. W te same barwy przystroił Zmartwychwstałego Andrea Mantegna. Namalował Chrystusa tak bardzo wyraźnie, że postać wydaje się wydobywać z płaskiego płótna i przypomina rzeźbę. Powstałe w połowie XV stulecia malowidło podziwiać dziś można w Galerii Uffizi we Florencji. Wraz z „Pokłonem Trzech Króli” i „Obrzezaniem” stanowi część tryptyku, choć nie takie było pierwotne założenie artysty. „Wniebowstąpienie Chrystusa” Mantegny to malarski komentarz do słów Ewangelii św. Marka: „PO ROZMOWIE Z NIMI [APOSTOŁAMI] PAN JEZUS ZOSTAŁ WZIĘTY DO NIEBA I ZASIADŁ PO PRAWICY OJCA. ONI ZAŚ POSZLI I GŁOSILI EWANGELIĘ WSZĘDZIE, A PAN WSPÓŁDZIAŁAŁ Z NIMI I POTWIERDZAŁ NAUKĘ ZNAKAMI, KTÓRE JEJ TOWARZYSZYŁY” (por. Mk 16,19-20). Nie wiadomo, dlaczego artysta pominął motyw, który pojawia się w pracach innych mistrzów przedstawiających Chrystusowe wstąpienie do nieba: ślady stóp. W klasycznym ujęciu tej sceny dwie odbite na ziemi stopy Chrystusa to element niemal obowiązkowy. A może Mantegna chciał po prostu zasugerować, że ślady wniebowstąpienia znaleźć się winny w ludzkich sercach, nie na palestyńskiej ziemi?
Pomóż w rozwoju naszego portalu