Władysław Jacenko (KAI): Dlaczego odszedł Ksiądz z Patriarchatu Moskiewskiego do Prawosławnego Kościoła Ukrainy?
Ks. Arseniy Rewtow: Ukończyłem seminarium Patriarchatu Moskiewskiego, byłem księdzem tego patriarchatu w Zaporożu. W 2018 r., w wyniku tragicznego wypadku, zginęło dziecko moich znajomych. Na osiedlu, gdzie mieszkała ta rodzina, była tylko jedna cerkiew - Patriarchatu Moskiewskiego. Ksiądz z tej cerkwi odmówił pogrzebu zmarłego dziecka ze względu na to, że zostało ochrzczone w Patriarchacie Kijowskim. Rodzina błagała go o to, żeby poprowadził pogrzeb, on powiedział jednak, że nie uznaje tego chrztu. Po tym wydarzeniu zacząłem zastanawiać się o przejściu do Patriarchatu Kijowskiego.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Podczas służby w Patriarchacie Moskiewskim zaproponowałem, by mówić kazania w języku ukraińskim. Większość wiernych wspierała to i nawet byli wdzięczni. Jednak moi koledzy duchowni sprzeciwiali się temu, było nastawienie przeciw wszystkiemu co ukraińskie. Kiedy powiedziałem, że Patriarchat Moskiewski czeka, żeby Ukraina została zrusyfikowana, zakazali mi odprawiania nabożeństwa w moim kościele, a później wysłali mnie do dużo mniejszej parafii. Zrozumiałem, że nie da się prowadzić uczciwego duszpasterstwa dla Ukraińców tam, gdzie priorytetem jest Rosja.
KAI: Co Księdza najbardziej dziwiło podczas posługi w Patriarchacie Moskiewskim?
Reklama
- Po tych wydarzeniach Patriarchat Moskiewski kazał mi przejść do mniejszej cerkwi, przy szpitalu. Do tej cerkwi przyniosłem tradycyjne ukraińskie haftowane ręczniki - powiedziano mi, że to są „jakieś szmaty”. W nabożeństwach zamiast „modlimy się za państwo nasze” mówiłem „modlimy się za naszą Ukrainę”. W tej cerkwi prowadziłem nabożeństwa nie więcej niż tydzień, gdyż poprosili mnie, bym stamtąd odszedł. Najbardziej dziwiło mnie to, że duchowni Patriarchatu Moskiewskiego mówili zawsze, że kochają swój kraj, tylko który dokładnie kraj jest ich? Dziwiło mnie to, że oni potrafią żyć w kraju, którego nie lubią. Mówili, że w Rosji Kościół prawosławny ma potęgę. Bardzo dużo duchownych od początku Rewolucji Godności z 2014 r. wyjechało do Federacji Rosyjskiej.
Od początku rosyjskiej agresji w Ukrainie dla większości było zrozumiałe, kto jest agresorem, kto sponsoruje pseudorepubliki. Duchowni Patriarchatu Moskiewskiego jednak rozpowszechniali narrację o tym, że „brat napadł na brata”. Pytałem ich zawsze: gdzie widzicie tutaj wojnę domową? Przecież widać, że Kreml uzbroił formacje bandyckie i nauczyli ich strzelać…
KAI: Jaką główną różnicę zauważył Ksiądz pomiędzy Patriarchatem Moskiewskim a Kijowskim?
- Najważniejsza różnica polega na tym, że Patriarchat Kijowski zawsze budował Ukrainę ukraińską, a Patriarchat Moskiewski widział Ukrainę rosyjską. W Cerkwi Cyryla najczęściej modlą się do świętych z Rosji, mniejszość jest ukraińskich. Różnica jest w miłości do swojego, ukraińskiego.
Trzeba było potępiać rosyjską propagandę, która w Ukrainie od lat 90. brzmiała w cerkwiach. Patriarchat Moskiewski tworzył narracje o tym, że wszyscy dookoła są wrogami. Natomiast Ukraina jako państwo powinna teraz rozpowszechniać więcej informacji o swojej Cerkwi. Trzeba uświadamiać, że mieliśmy swoją ukraińską Cerkiew od zawsze, a teraz po prostu wracamy do naszych korzeni, wyzwalając się od moskiewskich wpływów. Niestety, póki co nawet swoich książek mamy jeszcze za mało.
Reklama
KAI: Czy wśród byłych Księdza kolegów z Cerkwi kierowanej przez patriarchę Cyryla są tacy, który obecnie są po rosyjskiej stronie frontu? Na przykład są kolaborantami?
- Dużo duchownych z Patriarchatu Moskiewskiego wyjechało do Rosji. Wiem, że wyjechało co najmniej trzech księży, z którymi bezpośrednio posługiwałem. Jeden ksiądz, którego wcześniej poznałem, podczas pełnowymiarowej inwazji Rosji na Ukrainę agitował wśród wiernych, aby głosowali w nielegalnych rosyjskich referendach. Najbardziej smutno mi przez to, że dwóch księży, z którymi współpracowałem w Ukrainie, wyjechało do Unii Europejskiej, jednak posługują Cerkwi Cyryla. Są też prorosyjscy duchowni w Zaporożu, skąd pochodzę, którzy zostają tam i czekają na przyjście Rosji.
KAI: Czy poczuł się Ksiądz rozczarowany Cerkwią po odejściu z Patriarchatu Moskiewskiego?
- Czułem się rozczarowanym w Cerkwi jako instytucji, ale nie w wierze. Potrzebowałem przerwy, ale nie od modlitwy.
KAI: Już drugi rok tworzy Ksiądz ukraińską prawosławną wspólnotę we Wrocławiu. Jak ona działa?
- Działamy w ramach Służby Kapelańskiej ds. Uchodźców. Prawosławny Kościół Ukrainy postanowił, że takie misje będą działać w krajach, gdzie prawosławne Kościoły mają negatywny stosunek do ukraińskich wiernych Cerkwi kierowanej przez metropolitę Epifaniusza. Niestety, takim państwem także jest Polska. Służba Kapelańska jest tymczasowa i stworzona przede wszystkim dla potrzeb ukraińskich uchodźców.
KAI: Jak organizujecie spotkania i nabożeństwa, jeśli chodzi o fundusze?
Reklama
- Finansowo nie mamy żadnej pomocy. Nie pomaga nam ani Prawosławny Kościół Ukrainy, ani państwo. Może nawet nie potrzebujemy funduszy, radzimy sobie sami. We Wrocławiu pozwolono nam spotykać się w drewnianym kościele w Parku Szczytnickim, który na co dzień jest muzeum. Wierni, bo sami tego chcą, kupują wszystko, co jest potrzebne dla klimatycznych spotkań w cerkwi: herbatę, ciasta. Mniejszość gruzińska we Wrocławiu ostatnio w prezencie dała nam piękną ikonę, przywiezioną z Gruzji. Tradycyjne ukraińskie ręczniki, które są w kościele, przynieśli też wierni.
KAI: Poświęca Ksiądz swój czas ukraińskiej prawosławnej wspólnocie, ale pracuje także w świeckiej pracy…
- Jestem zatrudniony w firmie sprzątającej miasto Wrocław. Działać dla Kościoła i pracować w świeckiej pracy - to nie jest łatwe. Podczas pracy dostaję bardzo dużo wiadomości, odbieram telefony od wiernych, którzy potrzebują wsparcia od duchownego: ktoś ma syna albo męża na froncie, ktoś czeka na dziecko i ma obawy, każdy chce porozmawiać. Jedną ręką sprzątam, inną - odpowiadam na telefony. Jednak taka świecka praca jest bardzo motywująca i oczyszczająca. Zupełnie nie patrzysz na ludzi jak na tych, którzy przynoszą ci pieniądze. Kiedyś jedna z wiernych powiedziała mi, że warto ustalić cenę za chrzest. Powiedziałem, że tego nie będzie, bo ochrzcić dziecko - to jest mój obowiązek jako duchownego, a na życie zarabiam w pracy świeckiej. Uważam, że ksiądz nawet powinien pracować gdzie indziej, żeby być blisko ludzi, a z drugiej strony - żeby nie uzależniać się od pieniędzy od wiernych.
KAI: Czy społeczności ukraińskiej, która przychodzi na spotkania i nabożeństwa Służby Kapelańskiej ds. Uchodźców we Wrocławiu brakowało wcześniej takiej cerkwi?
Reklama
- Zdecydowanie tak. Wielu Ukraińców w Polsce odczuwa brak ukraińskiego Kościoła prawosławnego. Kiedy w mediach społecznościowych napisałem, że otwieramy misję we Wrocławiu i potrzebujemy pomocy w organizacji przestrzeni, odezwało się i przyszło mnóstwo chętnych. Ludzie potrzebują także miejsca dla spotkań, dla swojej kultury, gdzie można poczuć się częścią wspólnoty ukraińskiej. Miejsca, gdzie zrozumieją problemy Ukraińca i przyjmą go, pomogą, wesprą.
KAI: Dlaczego Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny nie zawsze odpowiada wspólnocie ukraińskiej?
- To jest trudne pytanie. Wydaje mi się, że duchowni w Polskim Autokefalicznym Kościele Prawosławnym nie rozumieją, że to boli, kiedy przychodzisz na liturgię do miejsca, które ma kontakt z tymi, którzy zabijają twoich rodaków i niszczą twoje miasta. Boli, kiedy słyszysz język, którym modli się twój wróg. Boli, kiedy przychodzisz do cerkwi, w której zamiast usłyszeć słowa wsparcia, słyszysz modlitwy takie same, jak w Moskwie. Jednak trzeba powiedzieć, że duża część rosyjskojęzycznych Ukraińców mimo wszystko przychodzi do Cerkwi metropolity Sawy.
KAI: Czy ma Ksiądz jakiś kontakt z Polskim Autokefalicznym Kościołem Prawosławnym i czy jest jakaś perspektywa dialogu?
- Najczęściej mamy te rozmowy w mediach społecznościowych. Uważam, że powinniśmy się dogadać i nie musimy być wrogami. Jesteśmy prawosławnymi, musimy się łączyć. Jestem otwarty na dialog i bardzo chętnie porozmawiałbym z metropolitą Sawą. Chciałbym chociażby liturgicznego zjednoczenia, żebyśmy byli razem w modlitwie. Podczas każdej liturgii modlimy się za metropolitę Epifaniusza, ale także za miejscowego metropolitę Sawę.
KAI: Jakie macie relacje z Kościołem katolickim?
- Przede wszystkim szanujemy się nawzajem. Zapraszają nas na wydarzenia w swoich kościołach, my zapraszamy katolików do siebie. Wzruszające jest to, że katoliccy wierni przychodzą do naszej cerkwi, która na co dzień jest muzeum, i mówią z radością, że w końcu wybrzmiewa tutaj słowo Boże. Oni rozumieją, że mamy potrzebę modlitwy w naszym wschodnim obrządku. Mężczyzna, który pracuje w instytucji miasta i otwiera nam cerkiew, jest katolikiem. Po tym, jak otworzy kościół dla społeczności ukraińskiej, idzie na katolicką Mszę, później wraca do nas.