Reklama

Niedziela Sandomierska

Miejsca, w których żyje pamięć

Niedziela sandomierska 46/2012, str. 4-5

[ TEMATY ]

historia

niepodległość

Rafał Staszewski

Cmentarz legionistów w Górach Pęchowskich

Cmentarz legionistów w Górach Pęchowskich

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wojenne mogiły, żołnierskie nekropolie, monumenty upamiętniające najważniejsze dla Ojczyzny i narodu wydarzenia - ziemia sandomierska usiana jest nimi gęsto. Oto kilka miejsc, które szczególnie warto przypomnieć w Święto Niepodległości.

Góry Pęchowskie

Znajduje się tu jeden z największych i najważniejszych w naszym regionie cmentarzy z czasów I wojny światowej, na którym pogrzebanych zostało ponad stu żołnierzy Józefa Piłsudskiego, poległych latem 1915 r. w wielotygodniowych bojach, które do historii przeszły jako Bitwa pod Konarami. Była ona jednym z najkrwawszych i najbardziej znaczących epizodów na szlaku bojowym I Brygady Legionów. Walki toczyły się na rozległym terenie, który usiany był gęsto grobami podkomendnych przyszłego Marszałka.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jesienią 1929 r. prezydent RP Ignacy Mościcki odsłonił w Górach Pęchowskich pomnik upamiętniający tych, którzy zginęli w walkach o wolną Polskę.

W sąsiedztwie obelisku powstał cmentarz, na który stopniowo zaczęto przenosić szczątki legionistów z terenu całej Sandomierszczyzny. Ekshumacje trwały wiele miesięcy. Pogrzebano tu m.in. 17-letniego Wincentego Borończyka, ucznia gimnazjum w Wadowicach, który na wojnę wyruszył prosto ze szkolnej ławy i był jednym z najmłodszych żołnierzy Piłsudskiego. Wśród spoczywających na cmentarzu są jeszcze m.in: Eugeniusz Radliński (wybuch wojny zastał go na brazylijskiej prowincji, gdzie pracował jako nauczyciel. Stamtąd, pokonując niezliczone trudności przedostał się do Polski i wstąpił w szeregi Legionów), ppor. Tadeusz Dąbrowski, por. Mieczysław Kwieciński, ppor. Feliks Nitecki (przyjechał ze Stanów Zjednoczonych, by wziąć udział w walce o wolną Polskę), por. Sarmat Mikołaj Szyszłowski (malarz, jeden ze zdolniejszych uczniów Józefa Mehoffera) oraz kpt. Kazimierz Herwin-Piątek - dowódca I Kompani Kadrowej.

Po II wojnie światowej nekropolia w Górach Pęchowskich została zniszczona, dopiero w latach 90. XX wieku udało się ją odrestaurować.

Reklama

Modliborzyce

Parafialny cmentarz w tej niewielkiej, podopatowskiej miejscowości jest miejscem pochówku ppłk. Antoniego Jabłońskiego, dowódcy 11. Pułku Ułanów, bohatera walk o niepodległość, poległego podczas wojny polsko-bolszewickiej.

Antoni, pierworodny syn Zdzisława i Marii ze Szczawińskich, urodził się w majątku Usarzów w 1896 r. Z działalnością konspiracyjną zetknął się po raz pierwszy jako uczeń radomskiej Szkoły Handlowej, do której uczęszczać zaczął w wieku 12 lat. Podczas studiów we Lwowie wstąpił do Związku Strzeleckiego. Zaliczył kurs, a potem szkołę oficerską. Latem 1914 r. przyjechał na wakacje do rodzinnego Usarzowa. Któregoś dnia do dworku Jabłońskich zawitał Władysław Belina-Prażmowski. Z gospodarzami znał się dobrze, pochodził bowiem z nieodległego Ruszkowca. Prażmowski zabrał młodego Antoniego do Krakowa, gdzie na polecenie Piłsudskiego zorganizował konny patrol, który zasłynął potem jako „Siódemka Beliny” - zalążek, a jednocześnie trzon późniejszej kawalerii odrodzonej Rzeczypospolitej. W jej składzie znalazł się również młody Jabłoński.

1 stycznia 1915 r. Antoni awansował na podporucznika. Gdy w listopadzie 1918 r. otrzymał polecenie zorganizowania szwadronu kadrowego wojsk polskich w Jędrzejowie i objęcia nad nim dowództwa, jego rodzice sprzedali część ziemi, aby za uzyskane pieniądze wyekwipować oddział. W marcu następnego roku z oddziału tego powstał 11. Pułk Ułanów, na którego czele stanął mjr. Mariusz Zaruski. Jabłoński już w stopniu rotmistrza został jego zastępcą.

Podczas wojny polsko-bolszewickiej awansowany na majora kawalerzysta z Usarzowa jako dowódca 11. Pułku przez cały czas operował na pierwszej linii walk. Najcięższą bitwę jego żołnierze stoczyli 1 sierpnia 1920 roku pod Mikołajowem, gromiąc Rosjan i zdobywając miasteczko. 12 października, podczas szarży pod Nową Sieniawką, Jabłoński otrzymał postrzał w kręgosłup. Rana okazała się śmiertelna. Zmarł wkrótce potem we lwowskim szpitalu.

Reklama

W ostatnim pożegnaniu bohaterskiego ułana, Józefa Piłsudskiego reprezentował jego adiutant Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Na przysłanym wieńcu, naczelny wódz napisał tylko jedno zdanie „Mojemu ukochanemu chłopcu”, a pogrążonej w bólu matce Antoniego Jabłońskiego Marszałek kazał powtórzyć słowa: „Pani straciła syna, ja następcę”.

Byszówka

W tej niewielkiej wiosce koło Klimontowa, pod koniec wojny działał okryty ponurą sławą obóz NKWD, nazywany nie bez przyczyny „Małym Katyniem”. Są przesłanki, które pozwalają przypuszczać, że sowieci zamordowali tu kilkaset osób.

Po obozie nie ma dziś śladu. Opuszczając to miejsce w styczniu 1945 r. kaci zadbali o to, by zatrzeć ślady swoich zbrodni. Ziemianki, w których przetrzymywano więźniów zostały wysadzone granatami.

O Byszówce zrobiło się głośno dzięki Skarbimirowi Sosze, który w czasie okupacji był żołnierzem oddziału leśnego „Majka” wchodzącego w skład zgrupowania „Ojca Jana”, a działającego głównie w rejonie Nisko-Stalowa Wola-Rudnik. Po wojnie Sochę dwukrotnie aresztowało UB. Przeszedł brutalne śledztwo i skazany został na 12 lat więzienia. Wyszedł na wolność w wyniku amnestii przed końcem wyroku. Mieszkając w Łodzi zajmował się przez długie lata tropieniem zbrodni popełnionych przez NKWD na żołnierzach Armii Krajowej. Próbował wyjaśnić okoliczności śmierci swojego brata ppor. Tadeusza Sochy ps. „Brzoza”, „Karol”, „Paprocki” - ostatniego szefa Kedywu w obwodzie Nisko-Stalowa Wola.

Tadeusz Socha został aresztowany 29 października 1944 r. Trafił do tzw. bunkrów w Rudniku - prowizorycznego więzienia na placu, gdzie dawniej odbywały się targi końskie.

Część uwięzionych tam osób, w tym m.in. ppor. Sochę, a także ppor. rez. Stanisława Urbana ps. „Bauer” - adiutanta Komendanta Obwodu AK Nisko, Mariana Dziubińskiego ps. „Wilczur” - szefa łączności Obwodu, Franciszka Gołębiowskiego - żołnierza placówki AK w Rudniku, Zenona Lewandowskiego - gajowego z Dolin k. Rudnika oraz Zenona Wołcza ps. „Wilk” - zastępcę komendanta Obwodu z ramienia Batalionów Chłopskich, pod koniec 1944 r. wywieziono nocą w nieznanym kierunku. Dzięki ustaleniom Skarbimira Sochy wiadomo niemal na pewno, że wszyscy trafili do Byszówki, gdzie zostali zamordowani. NKWD nie oszczędziło nawet Zenona Wołcza, który w śledztwie poszedł na współpracę z sowietami.

Reklama

Po upadku komunizmu, przez parę lat prowadzone było śledztwo w sprawie mordów popełnionych w Byszówce. Zdaniem Skarbimira Sochy we wsi działała komórka likwidacyjna stacjonującej w Rudniku 25 dywizji NKWD. Świadkowie wydarzeń sprzed lat, których przesłuchano w trakcie śledztwa dotyczącego działalności obozu, opowiadali zgodnie, że niemal codziennie widzieli jak wieczorem uzbrojeni konwojenci wyprowadzali z bunkrów po 4-5 osób i prowadzili w kierunku pobliskiego lasu. Potem słychać było strzały, a w końcu enkawudyści wracali sami.

W sierpniu 1991 r. i w maju 1992 r. rozpoczęto zakrojone na dużą skalę poszukiwania szczątków ofiar z obozu. Nie przyniosły one jednak rezultatu.

20 sierpnia 2004 r. śledztwo w sprawie zbrodni komunistycznych w Byszówce zostało umorzone „wobec niewykrycia sprawców przestępstwa”. Ustalenie danych osobowych któregokolwiek z funkcjonariuszy NKWD, działających bezpośrednio w obozie okazało się niemożliwe. Ich zwierzchnikiem był jednak niewątpliwie dowódca stacjonującej w Rudniku 25 dywizji gen. Popow.

Obecnie w miejscu dawnego obozu stoi krzyż z tablicą upamiętniającą pomordowanych.

Kiełczyna

Na cmentarzu parafialnym w tej miejscowości odnaleźć można ziemną mogiłkę, obramowaną niedawno betonową obwódką. Umieszczony na niej żelazny krzyż dźwiga pokaźnych rozmiarów tablicę z nazwiskiem ppłk. Władysława Eminowicza. Nie jest to jego prawdziwy grób, choć wszystko wskazuje na to, że spoczywa na tej właśnie nekropolii. Krzyż i tablicę postawił Marek Choina, znany z troski o należyte upamiętnianie miejsc i osób zasłużonych dla historii walk niepodległościowych. Eminowicz doskonale pasuje do tego grona. Był jednym z najbarwniejszych partyzantów Powstania Styczniowego, działającym nie tylko na ziemi sandomierskiej, ale także na Lubelszczyźnie i Podlasiu.

Reklama

Początkowo walczył w grupie Mariana Langiewicza, potem został szefem sztabu w oddziale płk. Dionizego Czachowskiego. Brał udział w kilkunastu bitwach i potyczkach. 23 sierpnia 1863 r., dowodzony przez niego oddział powstańczy został rozbity przez Rosjan pod Wirem. Po tych wydarzeniach Eminowicz postawiony został przed sądem wojennym i niesłusznie zdegradowany ze stopnia podpułkownika do szeregowca. Rozgoryczony wyjechał do Wiednia, ale już w początkach 1864 r. powrócił do walki i brał udział w bitwie opatowskiej, w trakcie której został ciężko ranny.

Przewieziono go do majątku Jawornickich w Kiełczynie. Wezwany ze Staszowa lekarz opatrzył ranę, która z pozoru nie wydawała się groźna. Rekonwalescent nie miał jednak odpowiednich warunków, by należycie się kurować. Jaworniccy obawiali się, że u nich w pierwszej kolejności Rosjanie szukać mogą ukrywających się powstańców. Postanowili przewieźć rannego Eminowicza do niedalekiego majątku Dobra pod Staszowem, należącego do rodziny Russockich. Ta potajemna podróż zaszkodziła mu bardzo. Stan rannego pogorszył się. Zmarł 23 marca. „Za wzorowe znajdowanie się w służbie i okazaną waleczność w czasie bitwy opatowskiej” generał Hauke-Bosak przywrócił mu stopień podpułkownika. Nie doczekał jednak Eminowicz jego zatwierdzenia przez Rząd Narodowy. Stało się to dopiero 25 marca.

Z zapisków Wincentego Grabówki, uczestnika i kronikarza powstańczych bojów, wiadomo, że sławny podpułkownik spoczął w Kiełczynie obok dwóch swoich towarzyszy broni - Wielobyckiego i Lengsmitcha. Ten ostatni był Niemcem. Brał udział w kampanii Garibaldiego, a w późniejszym czasie był podkomendnym Eminowicza.

2012-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zapomniana rocznica

Niedziela Ogólnopolska 25/2019, str. 31

[ TEMATY ]

historia

Artur Stelmasiak

Prof. Jan Żaryn jest senatorem z klubu parlamentarnego PiS

Prof. Jan Żaryn jest senatorem z klubu parlamentarnego PiS

Utrata przez Niemcy i Rosję ziem odebranych nam przed ponad stu laty stanowiła akt sprawiedliwości, a nie zaboru

Powód, dla którego zapomnimy o tej rocznicy, jest dwojaki. Po pierwsze, w polskiej narracji historycznej pokój wersalski nie jest doceniany, gdyż nie brał w nim udziału Józef Piłsudski. Jesteśmy przekonani, że jedynie walką zbrojną wykuwaliśmy granice Polski Odrodzonej. A to oczywista nieprawda. Drugi powód jest bardziej współczesny i polityczny zarazem. Mimo że nieczęsto omija się 100. rocznicę ważnego wydarzenia historycznego, tym razem także najwięksi europejscy gracze nie chcą przypominać o tym, co się stało po zakończeniu I wojny światowej. Już przyjazd Angeli Merkel na obchody rocznicy desantu w Normandii w 1944 r., a tym bardziej wypowiedziane przez nią słowa stanowiły zaskakującą mieszaninę wybuchową, ocierającą się o śmieszność i groteskę. Pani kanclerz stwierdziła bowiem, że dzięki aliantom Niemcy zostały wyzwolone od nazistów. Pokój wersalski jest jeszcze trudniejszy do skonsumowania w 2019 r. Zapytałem ambasadora Francji w Polsce, czy gospodarz konferencji z 1919 r. przygotowuje się do obchodów 100. rocznicy, a także czy wobec obecnej przyjaźni z Niemcami traktat wersalski taktowniej jest przemilczeć. I usłyszałem odpowiedź, że istotnie Francja nie będzie specjalnie uroczyście obchodzić 100. rocznicy traktatu wersalskiego, podpisanego w Sali Lustrzanej pałacu królewskiego – tego samego, który był świadkiem w 1871 r. sromotnej klęski wielkiej Francji. Pamiętam, że ambasador użył sformułowania: „kontrowersyjny pokój”.

CZYTAJ DALEJ

Niemcy: podział w episkopacie w związku z projektami „drogi synodalnej”

2024-04-25 10:26

[ TEMATY ]

episkopat

Niemcy

Anna Wiśnicka

Czterech członków Rady Stałej Niemieckiej Konferencji Biskupów postanowiło nie uczestniczyć w głosowaniu na temat ustanowienia Komitetu Synodalnego, który ma z kolei doprowadzić do powstania rady synodalnej- stałego gremium składającego się z biskupów i świeckich, które ma zarządzać Kościołem w Niemczech. Przed utworzeniem rady synodalnej, jako niezgodnej z sakramentalną konstytucją Kościoła przestrzegała stanowczo Stolica Apostolska.

Czterej biskupi, Gregor Maria Hanke OSB z Eichstätt, Stefan Oster SDB z Pasawy, kardynał Rainer Maria Woelki z Kolonii i Rudolf Voderholzer z Ratyzbony ogłosili we wspólnym oświadczeniu 24 kwietnia, że chcą kontynuować drogę w kierunku Kościoła bardziej synodalnego w harmonii z Kościołem powszechnym. Chcą poczekać na zakończenie Zgromadzenia Plenarnego Synodu Biskupów, którego druga sesja odbędzie się w październiku w Rzymie. W watykańskich sprzeciwach wobec drogi synodalnej w Niemczech wielokrotnie wskazywano, że „rada synodalna”, przewidziana i sformułowana w uchwale niemieckiej drogi synodalnej nie jest zgodna z sakramentalną konstytucją Kościoła.

CZYTAJ DALEJ

Pliszczyn. Kongres Misyjny Dzieci Archidiecezji Lubelskiej

2024-04-25 10:16

Paweł Wysoki

Centrum Misyjne już po raz szósty organizuje Kongres Misyjny Dzieci Archidiecezji Lubelskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję