Reklama

Wiara

Co nam dziś mówi ks. Dolindo?

- Jego życie, jego modlitwa i jego pisma pokazują, że nie chodziło o proste oddanie problemów w ręce Boga i czekanie na cud. To było coś znacznie głębszego - prawdziwe zaufanie, które rodzi się w trudach, w bólu, a czasem w samotności - mówi Marta Wielek, autorka książki o tym charyzmatycznym włoskim kapłanie w wywiadzie dla KAI. Dodaje, że „to, co przyciąga ludzi do ks. Dolindo, to nie tylko nadzieja na cudowne rozwiązanie ich problemów, ale jego świadectwo autentycznego życia wiarą, które każe im stawiać sobie pytanie: Czy ja naprawdę ufam Bogu tak, jak Dolindo?”

2024-10-23 06:40

[ TEMATY ]

o. Dolindo

Archiwum rodzinne o. Dolindo

Życie ks. Dolindo było świadectwem wielkiego zaufania Bogu

Życie ks. Dolindo było świadectwem wielkiego zaufania Bogu

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Piotr Słabek: Ks. Dolindo Ruotolo - dla jednych święty człowiek, dla innych postać pełna kontrowersji. Znany w Polsce głównie dzięki modlitwie „Jezu, Ty się tym zajmij”. Wydaje się, że wokół jego postaci wytworzył się pewien kult „cudowności”. Ale czy to nie trochę za proste? Czy ks. Dolindo nie jest przypadkiem kolejnym przykładem zjawiska, w którym „prosta” modlitwa urasta do rangi magicznego zaklęcia?

Marta Wielek: Rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że postać ks. Dolindo bywa upraszczana do roli „księdza od cudów”. „Jezu, Ty się tym zajmij” stało się swego rodzaju duchowym sloganem, który dla wielu ludzi jest odpowiedzią na problemy, jakby wystarczyło tylko wypowiedzieć te słowa, a reszta się ułoży. Ale to dalekie od prawdy. Ks. Dolindo był o wiele bardziej skomplikowaną postacią. Jego życie, jego modlitwa i jego pisma pokazują, że nie chodziło o proste oddanie problemów w ręce Boga i czekanie na cud. To było coś znacznie głębszego - prawdziwe zaufanie, które rodzi się w trudach, w bólu, a czasem w samotności.

Reklama

Ks. Dolindo doświadczył tego na własnej skórze. Modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij” nie była dla niego magiczną formułką. Była owocem głębokiej duchowej walki, zmagania z własnymi słabościami i niewyobrażalnym cierpieniem. Jego dzieciństwo było traumatyczne, a życie kapłańskie - pełne konfliktów z Kościołem. To, co przyciąga ludzi do ks. Dolindo, to nie tylko nadzieja na cudowne rozwiązanie ich problemów, ale jego świadectwo autentycznego życia wiarą, które każe im stawiać sobie pytanie: Czy ja naprawdę ufam Bogu tak, jak Dolindo?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Zatem to nie cudowności są kluczem do zrozumienia fenomenu ks. Dolindo?

- Nie, cudowności to tylko wierzchołek góry lodowej. „Fenomen ks. Dolindo” zaczyna się od jego bezgranicznego zaufania Bogu, ale kiedy ludzie zagłębiają się w jego życie, zaczynają widzieć więcej. Dolindo nie był łatwą postacią, to nie był „święty” z obrazka. Jego życie było pełne trudnych wyborów, które często wywoływały kontrowersje, nawet wśród jego bliskich. Przykładem jest jego decyzja o niepobieraniu opłat za odprawianie Mszy Świętych. W tamtym czasie było to coś zupełnie rewolucyjnego…

- Dzisiaj też?

Reklama

- To prawda. Ofiara, którą wierni składają przy podawaniu intencji Mszy św. albo tzw. wypominków, czy w ogóle przy załatwianiu formalności związanych z udzielaniem sakramentów, to była i jest istotna składowa utrzymania dla kapłanów. Nie trudno sobie zatem wyobrazić, jakie poruszenie wywołało postanowienie ks. Dolindo, by z tej ofiary zrezygnować. Po pierwsze, uszczuplało to przychody miejsca, w którym posługiwał. Po drugie, w nie najlepszym świetle stawiało pozostałych księży. Po trzecie, gdyby znaleźli się naśladowcy, poważnie zachwiałoby to budżetami wspólnot zakonnych czy parafialnych. Stąd reakcja przełożonych ks. Dolindo była zdecydowana. Co ciekawe, rodzina ks. Dolindo rozumiała tę reakcję znacznie lepiej niż on. Dla niego oczywiste było, że nie może brać pieniędzy, bo przecież służy Bogu.

- To bardzo radykalny ruch. Jak to uzasadniał?

- Dla niego Msza święta była najczystszym darem i oddaniem się Bogu. Nie można jej więc wiązać z żadną formą wynagrodzenia. Wierzył, że Bóg zatroszczy się o wszystko, jeśli tylko kapłan odda Mu się bezgranicznie. Ale oczywiście Kościół patrzył na to z niepokojem.

To było jedno z najważniejszych napięć w jego życiu - kontrowersje wokół jego radykalnych decyzji. I tutaj właśnie widać, jak wielki był rozdźwięk między tym, jak ks. Dolindo postrzegał swoje powołanie, a tym, jak rozumieli to inni. Dla niego każda decyzja miała znaczenie duchowe - nawet jeśli oznaczała ogromne osobiste cierpienie.

- A jak znosił naciski i niezrozumienie? Przecież Kościół instytucjonalny wielokrotnie poddawał w wątpliwość jego działalność, zawieszając go posłudze, oskarżając o herezję, zabraniając sprawowania sakramentów…

- To prawda, że spotykał się z niezrozumieniem. I to nie dotyczyło tylko tak radykalnych kwestii, jak z przywołaną wcześniej ofiarą za Mszę św. Podważano jego kompetencje duszpasterskie i kaznodziejskie. Zdecydowanie wyprzedzał swoją epokę i to budziło sprzeciw.

- Na przykład?

- Tak dzisiaj mocno podkreślane zaangażowanie świeckich w Kościele.

- Może i podkreślane, ale nawet dzisiaj budzi ono wiele niepokoju…

Reklama

- No tak, trochę w myśl powiedzenia: „Chciałoby się wielkich rzeczy, ale pospolitość skrzeczy”. W oficjalnych dokumentach zachęca się świeckich do zaangażowania, podkreśla ich znaczenie, ale w na co dzień w duszpasterstwie przeważa model, w którym to pasterz prowadzi swoje owieczki, a one drepczą za nim posłusznie.

Ale wróćmy do ks. Dolindo. Większość jego działalności przypada na okres „przedsoborowy”, gdy zaangażowanie świeckich w Kościele, z wyjątkiem może Akcji Katolickiej, było traktowane bardziej niż podejrzliwie. Tymczasem Dolindo formował i animował grupę ludzi świeckich i to - o, zgrozo! - w większości kobiet, otwarcie twierdząc, że to z nich Jezus pragnie uczynić narzędzie odnowy Kościoła. Obecnie, czytając jego teksty na temat roli kobiet, możemy czuć zażenowanie, że takie kwestie trzeba komuś tłumaczyć. Dla współczesnych ks. Dolindo te same słowa brzmiały niemal bluźnierczo. Dzisiaj, gdy księża niemal prześcigają się w tym, by ukazać Ewangelię w jak najatrakcyjniejszej formie, wydaje się nieprawdopodobne, że sto lat temu ks. Dolindo przed Świętym Oficjum tłumaczył się z metafor i porównań, których używał, by zwykłym ludziom przybliżyć zawikłane teologiczne zagadnienia.

- Jak to znosił?

- Z jednej strony - fatalnie. Z drugiej - fantastycznie.

- Co to znaczy?

Reklama

- Jest książka, która świetnie pokazuje ten paradoks - „Dolindo i Oficjum. Listy z Rzymu”. Są to listy, które pisał do swoich duchowych córek w 1921 roku, kiedy przebywał w Rzymie, by odpowiadać na zarzuty przed Świętym Oficjum. Te listy są pełne bólu, poczucia zawodu, załamania. Dolindo wiedział, że stawiane mu zarzuty są niesprawiedliwe i wynikają z kłamstw i ludzkiej zawiści. Bardzo go to bolało, emocjonalnie był zdruzgotany - to wyłania się z każdego niemal zdania tej korespondencji. Czytanie tego pokazuje, że nie był jakimś herosem, któremu wszystko było obojętne. Bardzo to wszystko ciężko znosił. Ale z drugiej strony - nie dał się. Na co dzień cichy, wręcz zahukany, odważnie stawał przed kościelnym sądem i bronił swoich racji, swojego dobrego imienia, a przede wszystkim swojego doświadczenia spotkania z Bogiem.

A do tego wszystkiego bardzo mocno podkreślał swoją wierność i miłość wobec Kościoła. W żadnym momencie nie znajdziemy tam słowa sprzeciwu. A nawet odwrotnie - pisał, że Kościół jest jego matką, a on przyjmuje wszelkie kary z pokorą, ufając, że Bóg działa przez wszystko, co go spotyka.

- Liczył, że jego cierpienie coś zmieni?

- W Kościele? Nie pisał o tym wprost, a przynajmniej ja sobie takiego fragmentu nie przypominam. Na pewno uważał, że jego cierpienie nie było przypadkowe. My z perspektywy czasu widzimy, że doświadczenia i działalność takich ludzi jak ks. Dolindo prowadzą do zmiany. W tamtych czasach wiele z jego idei - bliskość kapłana z wiernymi, duszpasterstwo osadzone w codzienności, zaangażowanie kobiet w Kościele, czy np. Msze św. odprawiane nie tylko rano, ale i wieczorem - było uważane za zbyt radykalne. Ale dzisiaj te same kwestie są oczywistością.

W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że jego cierpienia były „kosztem”, który ponosił, a skutkiem jego działań i jemu podobnych było - i to się nadal dzieje - przeobrażanie Kościoła w taką stronę, by uświadamiać, że trwanie w Kościele nie jest celem samym w sobie, ale drogą prowadzącą do spotkania z Chrystusem. I to jest coś znacznie głębszego niż ta „cudowność”, od której zaczęliśmy naszą rozmowę, co jest jakimś dziedzictwem ks. Dolindo.

Reklama

- A nic w jego życiu nie zapowiadało takiego obrotu spraw…

- Tak, ks. Dolindo jest doskonałym przykładem na to, że Bóg wybiera „słabych tego świata”, by dokonywać przez nich wielkich rzeczy. W jego pismach widać neurotyczność, niepewność, a nawet pewien rodzaj wewnętrznych kompleksów. Ale w tych samych pismach znajdują się ustępy, w których to nie on mówi - to Bóg przemawia przez niego. To dowód na to, że Bóg działa przez każdego, kto Mu zaufa, bez względu na to, jak słaby czy niepewny się czuje.

Ks. Dolindo nie był ideałem. Sam o sobie mówił, że jest „tępakiem”. Ale właśnie przez to całkowite poddanie się Bogu, przez akceptację swojej słabości, stał się potężnym narzędziem w Jego rękach. I to przesłanie jest dziś równie aktualne - Bóg nie potrzebuje doskonałości, potrzebuje tylko serca gotowego zaufać Mu w pełni.

Rozmawiał Piotr Słabek

Ocena: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wierny Bogu i Kościołowi

[ TEMATY ]

o. Dolindo

Neapol

www.dolindo.org

O. Dolindo

O. Dolindo

Jeśli mówicie mi naprawdę: bądź wola Twoja, co znaczy to samo, co Ty się tym zajmij, działam z całą wszechmocą i rozwiązuję najtrudniejsze sytuacje. Fragment jest częścią modlitwy, którą Jezus podyktował ojcu Dolindo Routolo w roku 1940. O tym jak jest ona skuteczna, może się przekonać każdy z nas.

Trudne dzieciństwo O. Dolindo, włoski zakonnik i mistyk, tercjarz franciszkański był oskarżony o herezje i prześladowany z powodu nowatorskich poglądów. Jego droga życiowa była naznaczona krzyżem. Już samo imię Dolindo oznacza cierpienie. Nadał mu je ojciec Rafael Ruotolo, człowiek surowy i despotyczny, traktujący syna najgorzej ze swoich 10 dzieci. Dolindo wiele przecierpiał w życiu. W dzieciństwie przeszedł dwie operacje oraz poznał smak biedy. Ojciec, profesor matematyki, nieźle zarabiał, ale inwestował pieniądze w kupno nieruchomości. W rodzinie Routolów żyło się więc bardzo skromnie. Matka zajmowała się wychowywaniem dzieci; była osobą głęboko wierzącą, codziennie uczestniczyła we Mszy św. W ich domu panowała surowa dyscyplina. Ojciec wobec dzieci był okrutny. Bił Dolindo za drobne przewinienia, nawet kiedy rany po przebytych operacjach jeszcze się nie zagoiły. W autobiografii przyszły zakonnik napisał: ,,Moje dzieciństwo było surowe. Nie byłem dzieckiem, a troglodytą”. Już w wieku kilku lat pragnie zostać księdzem. Edukację szkolną rozpoczyna w wieku 11 lat. Nauka w gimnazjum jest dla niego pasmem udręk między innymi z powodu ubrania. W poplamionej starej marynarce i spodnich o kilka numerów za dużych staje się obiektem drwin ze strony kolegów. Mimo wielu starań, Dolindo osiąga słabe postępy w nauce i trzykrotnie powtarza I klasę. Marzy jednak o tym, by ukończyć szkołę i zostać kapłanem.
CZYTAJ DALEJ

Watykan: jeden z biskupów, którego papież chciał uczynić kardynałem, odmówił przyjęcia purpury

2024-10-22 20:30

[ TEMATY ]

Watykan

Episkopat Flickr

Dość nieoczekiwanie jeden z biskupów, którego papież chciał uczynić kardynałem, odmówił przyjęcia purpury. Jest to Paskalis Bruno Syukur, biskup Bogor w Indonezji. Papież przychylił się do jego prośby o nie mianowanie go kardynałem podczas najbliższego konsystorza. Oznacza to, że 7 grudnia Ojciec Święty będzie kreował 20 nowych kardynałów, w tym jednego powyżej 80. roku życia, który nie będzie miał prawa udziału w ewentualnym konklawe.

Jak poinformował dyrektor Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, Matteo Bruni „prośba Jego Ekscelencji jest motywowana jego pragnieniem dalszego rozwoju w życiu kapłańskim, w służbie Kościołowi i ludowi Bożemu”. Biskup jest franciszkaninem i sekretarzem Konferencji Episkopatu Indonezji.
CZYTAJ DALEJ

Za daleko od ludzi

2024-10-23 08:52

[ TEMATY ]

felieton

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

W obliczu nadchodzącej zimy, gdy wielu Polaków zmaga się z rosnącymi cenami, drożejącymi produktami pierwszej potrzeby i niepewnością gospodarczą, rządzący zdają się żyć w zupełnie innym świecie. W świecie, w którym klimat, emisje i zrównoważony rozwój mają pierwszeństwo przed codziennymi problemami obywateli. Wypowiedź Pauliny Hennig-Kloski doskonale oddaje tę dysproporcję między polityką a rzeczywistością.

„Z tego co widziałam, to spadają głównie nie rzeczy pierwszej potrzeby, tylko raczej takie, bez których czasami możemy się obyć” – mówi minister klimatu i środowiska, nawiązując do fatalnych danych o sprzedaży detalicznej. We wrześniu wskaźnik spadł o 3,0 proc. rok do roku. Co na to pani minister? „Tekstylia z punktu widzenia klimatu to nawet dobrze, jak będziemy mniej tego typu rzeczy kupować, bo to jednak powoduje właśnie emisję”.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję