Reklama

Polska

Po ludzku tego nie wytłumaczysz...

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: - Ojca nazwisko to już symbol powojennej historii Kościoła związanej z historią Polski. Oczywiście, to również ważny symbol Jasnej Góry i wszystkiego, co się tutaj od czasu II wojny światowej działo. Proszę zatem Ojca o garść wspomnień dotyczących 8 września 1946 r., a więc tuż po wojnie, kiedy to kard. August Hlond, ówczesny prymas Polski, oddał nasz naród Niepokalanemu Sercu Maryi. Był Ojciec wtedy kustoszem Jasnej Góry...

Reklama

O. JERZY TOMZIŃSKI OSPPE: - Tak. Funkcja kustosza miała wtedy jeszcze inne znaczenie w Kościele... Jaka była wówczas atmosfera? Nie było katolickiej prasy, ale wiele mówiło się o objawieniach w Fatimie (1917 r. - przyp. red.). Po wojnie dotarło do nas, że papież Pius XII prosił biskupów świata, by spełnili żądanie Matki Bożej Fatimskiej o oddaniu narodów Jej Niepokalanemu Sercu. Z tym przesłaniem powrócił do Polski z wygnania kard. Hlond, dla którego Jasna Góra była zawsze niezwykle ważna. Wielu biskupów polskich zaangażowało się w to przedsięwzięcie całym sercem, m.in. ówczesny biskup lubelski Stefan Wyszyński. W jego liście do diecezjan wybrzmiały słynne słowa: „Kto żyw - na Jasną Górę!”. Przed wojną główną uroczystością na Jasnej Górze było święto Narodzenia Matki Bożej. Wieś była już po żniwach, toteż zwłaszcza Kielecczyzna czy Lubelszczyzna szły na Jasną Górę ławą. W wigilię święta, pamiętam, padał deszcz, a naród szedł. Był to pierwszy rok po wojnie i Jasną Górę zalała istna fala ludzka. Nieustannie zgłaszali się księża, musieliśmy przygotować listę Mszy św. - wtenczas nie było koncelebry. Przygotowano 56 ołtarzy do odprawiania Eucharystii. Rozpisaliśmy listę dla 2 tys. kapłanów, którzy mogli odprawiać co pół godziny.
W wigilię dnia 8 września, 5 minut po godz. 12 w nocy, otwarto krużganki i 50 księży ruszyło do ołtarzy. Jako kustosz wszedłem do zakrystii - przedtem między bazyliką a kaplicą nie było przejścia, wszyscy szli obok krzyża jednymi drzwiami - żeby zobaczyć, co się dzieje, i ta fala ludzka mnie porwała. Po 15 minutach musiałem wykręcać habit z wilgoci.
To było tylko przygotowanie. Rano przybyli już biskupi, był kard. August Hlond, kard. Adam Sapieha, bp Stefan Wyszyński i kilku innych. Niemal od dziecka jestem na Jasnej Górze, ale takiego zagęszczenia nigdy nie widziałem. Niczym fala morska przesuwali się ludzie, człowiek przy człowieku. Mówiono, że tak było aż do kościoła św. Barbary.
Uroczystości rozpoczęły się Godzinkami o 6 rano, a później była Msza św. - kazanie miał biskup włocławski Karol Radoński, który także wrócił z wygnania.
Ciekawostka: podczas wieczornej Mszy św. i dnia następnego rano jeszcze wszyscy ludzie byli na Jasnej Górze, nie odeszli; pierwsze kazanie miał bp Stefan Wyszyński, spodobał się wtedy bardzo i został zaproszony na rok następny - i przyjechał. Tak więc chociaż wszystko zawdzięczamy tu kard. Hlondowi, to ze ślubowaniami jasnogórskimi jest związany także późniejszy kardynał Stefan Wyszyński.
Było to wielkie oddanie się Matce Bożej Niepokalanej. Kościół polski pierwszy spełnił życzenie papieskie, a w gruncie rzeczy życzenie Matki Bożej Fatimskiej. Była to prawdziwa zasługa kard. Hlonda, bo trzeba wiedzieć, że nawet kard. Sapieha zachowywał tu wielką ostrożność, chciał szerszych dyskusji, większego sprawdzania fatimskich objawień. A kard. Hlond przyjechał z wielką wiarą i zapałem i okazało się to opatrznościowe. Potem, oczywiście, zaczęto w Polsce prowadzić nowenny fatimskie - nawet trochę konkurencyjne wobec jasnogórskich - w wielu parafiach wprowadzono nabożeństwa fatimskie, fatimskie soboty, różańce - także paulini to podchwycili.

- Czy Ojciec pamięta kard. Hlonda?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Tak, bardzo dobrze. Przyjeżdżał na Jasną Górę, był m.in. w czasie synodu (I Synod Plenarny na Jasnej Górze w roku 1936 - przyp. red.). Jako nowicjusze byliśmy wtedy do pomocy. Ja byłem wówczas w refektarzu głównym. Pamiętam śniadanie i widzę jeszcze ówczesnych biskupów...

- Czy Ksiądz Kardynał był człowiekiem pogodnym?

- Tak, w kontaktach personalnych to był naprawdę prosty człowiek, z dużym poczuciem humoru. Kiedyś zagadnął mnie: Pokaż, jak napisałeś Sapieha: przez „ch” czy „h”? - i poklepał mnie po ramieniu (śmiech). Był naszym konfratrem. To znakomity kaznodzieja. Pamiętam jego kazania, zwłaszcza jedno, na Nowy Rok - to było coś pięknego. Miał swój wielki styl. Zresztą same śluby: „Wielka Boga Człowieka Matko...” - od razu się czuło, że to był August Hlond.

- Jak Ojciec odczytywał wtedy śluby narodu, czy było to ożywienie wiary i nadziei?

Reklama

- To było wielkie związanie Polski z Matką Bożą. Dlatego wspomniałem tu kard. Wyszyńskiego, bo on podchwycił to, co kard. Hlond powiedział przed śmiercią, że „zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie przez Maryję”. To byli ludzie prawdziwej wiary, czci i miłości do Matki Bożej. To się czuło. Byli jak dzieci. Tu jest początek drogi maryjnej w Polsce. A hasło rzucił właśnie kard. Hlond - człowiek wielkiej kultury i wielkiej wiary. Bez tego, bez zawierzenia się Matce Bożej nie wiem, jak by się potoczyło życie w Polsce. Dlatego potem do tego wracaliśmy.

- Jak polskie duchowieństwo odnalazło się w tamtym czasie na Jasnej Górze?

- Po raz pierwszy widziałem na Jasnej Górze tylu księży. To było wielkie pospolite ruszenie! Myśmy w klasztorze na korytarzach spali, tak wielu kapłanów przybyło. Kiedy przed ślubami wysłałem list do 8 tys. parafii z zaproszeniem na Jasną Górę - wszyscy zareagowali. To był impuls, prawdziwe tchnienie Ducha Świętego. Bez Jego pomocy nie byłoby Polski takiej, jaka była.

- 10 lat po tym wydarzeniu, w 1956 r., na Jasnej Górze składaliśmy Śluby Jasnogórskie ułożone przez kard. Stefana Wyszyńskiego. Jak Ojciec sądzi, czy była jakaś różnica między ślubami z roku 1946 a tymi z roku 1956?

Reklama

- 8 września 1946 r. odbyło się poświęcenie Narodu Polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi. Śluby złożone 26 sierpnia 1956 r., które napisał kard. Stefan Wyszyński, zawierały zobowiązania i stanowiły program duszpasterski. Stąd zrodziła się Wielka Nowenna - przygotowywany na dziewięć lat program duszpasterski. Kard. Wyszyński już w 1936 r., kiedy jako redaktor „Ateneum Kapłańskiego” zamieścił artykuł o ślubach młodzieży akademickiej, pisał, że śluby powinny być spełnione programem. Nurtowało go to cały czas, grało w jego duszy, stąd te słynne słowa, które jako biskup lubelski wypowiedział w 1946 r., zachęcając do udziału w uroczystościach jasnogórskich 8 września 1946 r.: „Kto żyw - na Jasną Górę!”. Tak więc z tych, nazwijmy to: dewocyjnych, pobożnościowych jedynie ślubów zrodził się program konsekwentnej i wytężonej pracy duszpasterskiej.

- Dziękuję za przypomnienie roku 1936, kiedy to odbyła się pierwsza pielgrzymka akademicka na Jasną Górę. Przeglądałem teksty drukowane wówczas w „Dzwonku Częstochowskim”. Trzeba więc zobaczyć pewną ciągłość, a jednocześnie różnicę ślubowań w latach: 1936, 1946, 1956, a potem w roku 1966.

- Tak. To takie dziesięciolecia. W 1936 r. było na Jasnej Górze ok. 20 tys. studentów. Wtedy po raz pierwszy generał pozwolił na wniesienie Cudownego Obrazu na wały - wnieśli go studenci... Byłem wówczas klerykiem, pamiętam wyjątkową atmosferę, ale nie pamiętam już, kto te śluby układał: kard. Aleksander Kakowski czy bp Antoni Szlagowski...

- Obchodzimy Rok sługi Bożego kard. Augusta Hlonda, szczególnie na Śląsku, ale i w Częstochowie. Proszę powiedzieć, czym te śluby były dla niego?

Reklama

- Kard. Hlond przeżywał prawdziwy dramat. On w czasie wojny wyjechał z Polski, co miano mu za złe. Pamiętam, jak pisarz Jan Wiktor wyrzucał mu: „Wzywałeś Litanii do Wszystkich Świętych, a uciekłeś...”. Zmuszono go do tego. Powiedział, że nie może być zakładnikiem u Niemców i musiał wyjechać z rządem. Nie pozwolono mu powrócić, został aresztowany przez Niemców we Francji. Przez cały czas modlił się na kolanach za naród i emigrację, prosząc o pomoc Matkę Bożą w Lourdes. Dopiero abp Giovanni Battista Montini (późniejszy papież Paweł VI) jako urzędnik watykańskiego Sekretariatu Stanu podważył wszystkie dokumenty, przygotowane przeciw niemu wbrew wszelkim prawom. Londyn bardzo liczył się z kard. Hlondem, a on bez przerwy przypominał emigracji Polskę, był jej przedstawicielem. Był interreksem, cały świat z nim się liczył. I oto Opatrzność Boża sprawia, że kard. Hlond wraca do kraju. Śluby były także apogeum jego wdzięczności wobec Matki Bożej.
Tyle było wtedy ludzi i ja to wszystko widziałem... 2 tys. księży przyjechało... Jakim cudem? Przyjechali? Szli pieszo? I to dzięki Hlondowi!... On mówił: z komunistami nie rozmawiamy. Miał o nich swoje, sprawdzone w konkrecie zdanie i tego się trzymał.

- Prymas Polski kard. Hlond miał tzw. facultates specialissimae - był swoistą Stolicą Apostolską dla ziem polskich, dla organizujących się nowych diecezji...

- Tak. Pamiętajmy, że w Polsce żyło się wtedy inaczej, wszystko było kontrolowane. Obecność i słowo kard. Hlonda oznaczały więc niemal obecność i słowo Stolicy Świętej. To była jedyna ucieczka dla naszego narodu. Katolickie gazety przecież nie dochodziły, o wszystkich więc ważnych sprawach decydował kard. Hlond i do niego się zwracano. A „facultates specialissimae” to dzięki Montiniemu, który jako pracownik Sekretariatu Stanu miał doskonałe rozeznanie polityczne i wiedział, co będzie to oznaczać dla ciemiężonego kraju.

- Nie wszyscy wiedzą, że w Fatimie Matka Boża powiedziała, iż Rosja się nawróci...

-...Tak. Jednak będzie to związane z naszą modlitwą i pokutą.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę. Unaocznił nam Ojciec piękny moment wielkiej modlitwy i oddania narodu Matce Bożej na Jasnej Górze z udziałem sługi Bożego kard. Augusta Hlonda...

- Jeszcze słyszę i widzę wszystko - i oczywiście przeżywam. Znalazłem się w środku tego, co się tu wtedy działo, dyrygowałem przygotowaniami, nawet profesjonalną orkiestrę z Kalisza zamówiłem. Przeżycia były ogromne. W początkach komuny nagle tak wielki zryw! Dzięki Bogu, że tak się dzieje. Powiem jedno: my nie rozumiemy dzieł Bożych. Nad tymi ludzkimi Pan Bóg prowadzi swoje. Trzeba tylko umieć to wszystko dostrzec i powiązać. Kto tego nie widzi, jest ślepy. W dziejach Polski jest coś, czego nie da się zrozumieć bez uwzględnienia interwencji Bożej. Po prostu - po ludzku tego nie wytłumaczysz...

2013-09-02 13:05

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Z Maryją do zwycięstwa

W Wieruszowie (obecnie diec. kaliska, do 1992 r. - archidiecezja częstochowska) 340 lat temu zmarł o. Augustyn Kordecki, bohaterski przeor Jasnej Góry, obrońca Polski podczas potopu szwedzkiego w 1655 r. Jest pochowany na Jasnej Górze, a urna z jego prochami znajduje się w drugiej części Kaplicy, w ścianie bocznej za szkłem. O. Kordecki razem z całym konwentem jasnogórskim, z ojcami i braćmi paulinami, stawał w Kaplicy Matki Bożej przed Jej świętym obrazem i, wpatrując się w oczy Maryi, powierzał Jej opiece naród i wszystkie jego problemy. Dzisiaj jest podobnie. W Kaplicy Jasnogórskiej płyną do Maryi te same pacierze, śpiewy, litanie, wezwania, klęczy lud Boży, wypowiadający się głośno i po cichu, czasami płaczący lub szczerze świętujący. To polski duch, sięgający swoimi korzeniami głęboko w historię ojczystą, sprawiający, że wciąż przeżywamy bardzo mocno śpiew „Bogurodzicy”, a pielgrzymowanie na Jasną Górę jest dla nas wyjątkową wartością. Bo z Maryją najlepiej naród przeżywa swoje istnienie, buduje swoją kulturę i troszczy się o swoją codzienność.
CZYTAJ DALEJ

Papież jest dla nas jak sąsiad: Leon XIV wywołał radość w Castel Gandolfo

2025-07-13 18:45

[ TEMATY ]

Castel Gandolfo

Papież Leon XIV

Vatican Media

Tłum ludzi, różnorodny i entuzjastyczny, głośno witał Leona XIV podczas jego pierwszego publicznego wystąpienia w położonym nieopodal Rzymu miasteczku Castel Gandolfo. W czasie Mszy Świętej odprawionej w papieskiej parafii św. Tomasza z Villanueva tysiące osób zgromadziło się wzdłuż głównej ulicy łączącej Willę Barberini z Pałacem Apostolskim oraz na Piazza della Libertà. „Papież jest dla nas jak sąsiad” – mówili.

Okzyki radości, śpiewy i oklaski wypełniały Corso della Repubblica w Castel Gandolfo, gdy przejeżdżał papieski samochód. Był odkryty, Leon XIV z szerokim uśmiechem pozdrawiał zebrane rzesze, kiedy pojazd wjeżdżał w wąską uliczkę, na tyle jednak szeroką, by samochód mógł przejechać pomiędzy dwoma szpalerami wiernych stojących za barierkami.
CZYTAJ DALEJ

Warszawa: chłopczyk w Oknie Życia u loretanek

2025-07-13 15:51

[ TEMATY ]

Okno Życia

Caritas

W sobotni wieczór siostry loretanki z Warszawy znalazły w Oknie Życia noworodka. Chłopiec jest szóstym dzieckiem, które tam trafiło. „Na początku byłyśmy trochę w stresie, ale bardzo szybko przyszła wdzięczność za życie, które zostało uratowane” – mówi Radiu Watykańskiemu-Vatican News s. Wioletta Ostrowska CSL, asystentka generalna Zgromadzenia Sióstr Loretanek.

Okno Życia znajduje się w Domu Generalnym Zgromadzenia Sióstr Loretanek w Warszawie. Po raz ostatni dziecko trafiło do tego miejsca w 2020 roku. „Mamy dość dużo alarmów, bo jest sporo fałszywych” – mówi nasza rozmówczyni. Tym razem jednak sygnał okazał się prawdziwy. „W godzinie Apelu Jasnogórskiego okazało się, że było zawiniątko w oknie życia, nie wiedziałyśmy co to jest, ale kiedy wyjęłyśmy, to był chłopczyk, w naszej ocenie wyglądający zdrowo, bardzo ładnie. Chłopczyk świeżo po urodzeniu” – opowiada s. Wioletta Ostrowska.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję