Reklama

Samodzielne myślenie

Niedziela Ogólnopolska 48/2015, str. 36-37

[ TEMATY ]

polityka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Jest Pan człowiekiem niespotykanie wielu talentów – ekonomistą, absolwentem SGPiS (dziś SGH), inżynierem energetykiem z odpowiednim certyfikatem Politechniki Warszawskiej i z dużym doświadczeniem zawodowym, a także pisarzem, autorem kilku powieści, malarzem, niestety, chowającym swe obrazy za szafą, oraz działaczem politycznym, tyle że w permanentnej opozycji. Kim jest Pan najbardziej, z głębi duszy?

WALDEMAR PERNACH: – Na pewno nie jestem dziś zagubionym i zgorzkniałym byłym działaczem opozycji... Zawsze jestem sobą, chłopakiem z warszawskiego Bródna, z rodziny patriotycznej. Jako dziecko wsłuchiwałem się w tęsknoty dorosłych, że przyjedzie Anders na białym koniu i Polska będzie wolna. A że od małego miałem wrażliwość estetyczną, to bardzo nie podobał mi się komunizm, w którym musiałem wyrastać; nie podobali mi się ci zgrzebni, grubo ciosani panowie, którzy przyszli zajmować nasze mieszkanie, nie podobali mi się toporni (dziwni) ludzie na trybunach, drażniła mnie ta poza proletariackości, nawet wulgarności wśród moich zwierzchników.

– Nic się Panu nie podobało?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Podobała mi się trasa W-Z i ściągnięcie Polaków ze Związku Radzieckiego, w tym mojej przyszłej żony. Podobało mi się upowszechnianie sportu w fabrykach. Reprezentowałem potem „Hutnik” w wyścigach kolarskich. Tego mi teraz brakuje. A denerwuje mnie to, że zarówno teraz, jak i poprzednio nie zachęca się młodych ludzi do samodzielnego myślenia, do nieobojętności. Oni teraz nie tyle nie chcą, ile nie wiedzą, jak być sobą.

– Pan zawsze to wiedział?

– Zawsze wiedziałem, kim jestem. Przez całe życie bardzo mi pomaga zakorzenienie w wierze katolickiej, w patriotyzmie, w rodzinie w Warszawie, którą wciąż krytykuję, wreszcie w Polsce, którą też chciałbym ciągle poprawiać...

– Żeby być sobą, trzeba wciąż mierzyć się z przeciwnościami i pokusami, Pan to wie najlepiej...

– To prawda. Po 15 latach pracy w Hucie Warszawa okazało się, że jestem wrogiem socjalizmu. Wyrzucono mnie z pracy. Przeszedłem do energetyki, gdzie miałem większy spokój od nacisku politycznego. Chciano mnie nawet wysłać na intratny kontrakt do Kuwejtu, gdzie mógłbym zarobić, choćby na mieszkanie, którego nie mieliśmy. Nie wyobrażałem sobie jednak, że mógłbym zostawić żonę z małymi dziećmi... Nie pojechałem i daliśmy sobie jakoś radę. Pan Bóg jednak czuwa!

– Stąd się wzięła polityka w Pana życiu?

– To coś więcej niż zwykła polityka, w której zbyt często trzeba iść na okazjonalne ustępstwa. To potrzeba naprawiania. Podczas internowania w Białołęce napisałem tekst do prasy podziemnej o tym, że Polsce potrzebna jest „biała manipulacja”, po to, aby tych ludzi, którzy tylko odruchowo i z powodu braku kiełbasy protestują przeciwko komunizmowi, ciągle edukować i oświecać, pokazując, co jest wartością trwałą.

– Praca u podstaw przed polityką? To do dziś nieobecne – a nawet wyśmiewane – podejście do spraw publicznych.

– Gdyby było inaczej, bylibyśmy dalej, na pewno nie byłoby wielu dzisiejszych kłopotów. Niestety, dziś może jeszcze bardziej niż za komuny nie rozumie się, że przykazania Dekalogu są uniwersalne, że powinny obowiązywać wszystkich i wszędzie, aby rzeczywistość była lepsza. Dlatego mamy ten pogłębiający się rozdział – moim zdaniem, patologiczny – między życiem politycznym, zawodowym i rodzinnym.

– A przecież – zwłaszcza w najbardziej podniosłych chwilach, np. przy okazji papieskich pielgrzymek – wszyscy mieliśmy tę samą nadzieję, że będzie inaczej...

– Może nie godzi się kopać leżącego, ale, moim zdaniem, najbardziej niszczące dla świadomości społecznej, narodowej i obywatelskiej były rządy Platformy Obywatelskiej. Nieskromnie powiem, że już dawno przewidywałem ten scenariusz, gdy obserwowałem bohaterów podziemia wchodzących w kierat tej, a nie innej opcji politycznej, widziałem, jak zawęża się ich widzenie polskich spraw. Łatwo im poszło, bo społeczeństwo nie było i nie jest przygotowane do wzięcia na siebie odpowiedzialności. Jako formacja niepodległościowa sprzeciwiliśmy się przygotowywanemu układowi „okrągłego stołu”. Potwierdziliśmy to potem w dokumentach na wspólnej konferencji w Ramsau z przedstawicielami Rządu na Uchodźstwie pod przewodnictwem ministra Ryszarda Kaczorowskigo. Ludzie słuchali Papieża, ale nie przyjmowali tego, co do nich mówił. Tak zostało do tej pory. Nasza tolerancja i zawierzanie obietnicom władzy to wygodnictwo.

– Dlatego jest Pan ciągle, chociaż jednakowo zaangażowany w polskie sprawy, na politycznym poboczu?

– Zawsze starałem się być wewnętrznie uczciwy i świadomie dokonywać swych wyborów politycznych. Może najmniej wtedy, gdy jako kilkulatek zaczynałem swą karierę polityczną, rozklejając przed wyborami w 1947 r. ulotki PSL-u... Późniejsze demonstrowanie przekonań politycznych – lub odmawianie zaangażowania się po jedynie słusznej stronie – kończyło się przesłuchaniami, wyrzuceniem z pracy. Z Solidarnością nie wiązałem się jako związkowiec, lecz – nigdy tego nie ukrywałem – z powodów politycznych, by do końca walczyć z czerwonymi. Nigdy jednak nie chodziło mi o działanie akcyjne, o wielkie demonstracje – choć nie neguję ich sensu i wartości – lecz jak zwykle o konkretną pracę organiczną.

– Stąd Kluby Myśli Robotniczej i Grupa Polityczna „Baza”?

– Tak. Kluby działały m.in. w FSO na Żeraniu, w fabryce pomp, w Ursusie... Odbywały się tajne spotkania edukacyjne w prywatnych mieszkaniach, gdzie wcale nie mówiło się o walce o byt w ujęciu związkowym, lecz o niepodległości, demokracji, rodzinie. W „Trybunie Ludu” ukazał się nawet artykuł o tym, jak bardzo groźne są nasze kluby, które mają czelność „wychodzić do robotników”, i w związku z tym trzeba wzmóc „czujność aktywu partyjnego w fabrykach”.

– Byliście bardzo groźni?!

– Rzeczywiście tak było. W „Bazie” prowadziliśmy bardzo wymierne działania. Wysyłaliśmy dzieci na kolonie w kraju i do Francji. Tam też delegowaliśmy specjalistów z energetyki na szkolenia i opracowywaliśmy programy restrukturyzacji elektroenergetyki. To był taki nasz pozytywizm. Można powiedzieć, że „Baza” poprzez praktyczne działania starała się tworzyć zaradne społeczeństwo obywatelskie. Z taką nadzieją trafiłem do niewielkiej grupki zbierającej się wokół Jarosława Kaczyńskiego, który był wtedy redaktorem naczelnym „Tygodnika Solidarność”. Tam właśnie uformowało się środowisko Porozumienia Centrum.

– Dlaczego Pan dość szybko opuścił tę partię?

– To nie było rozstanie polityczne. Po prostu nie mogłem nikogo z kolegów przekonać – niestety, tę samą niechęć do tego typu działania zauważam także teraz – że aby efektywnie sprawować władzę, nie wystarczy poparcie w społeczeństwie, trzeba jeszcze zjednać środowiska zawodowe, które identyfikują się z programem zmian i wypełnią go czynem. Gdy działałem już na własną rękę, zakładałem Kluby Energetyków Porozumienia Centrum. Organizowałem spotkania energetyków z całej Polski, na których padało wiele pomysłów poprawy sytuacji w branży. Był to znakomity materiał do wykorzystania przez polityków. Niestety, zlekceważony...

– Czy, Pana zdaniem, dzisiejsze partie polityczne są zbyt zamknięte, wyobcowane ze społeczeństwa?

– Naturalnym, choć szkodliwym odruchem działaczy partyjnych jest hermetyzacja. Nowi są zagrożeniem dla starych członków. Wielka szkoda, że nawet prospołeczny PiS tak mało współpracuje z bliskimi mu ideowo środowiskami. Dlaczego nie obejmuje jakimś rodzajem pieczy np. grup rekonstrukcyjnych, „Strzelców”, potocznie mówiąc – od kół gospodyń wiejskich po straż pożarną...? Ucieszyło mnie, gdy niedawno prezes Kaczyński zadeklarował szersze wyjście do Polaków – powiedział, że jego partia będzie teraz biało-czerwona. Tak to powinno być. Lepiej późno niż wcale.

– Ma Pan teraz nadzieję na dobrą zmianę?

– Teraz mam jedną wielką obawę – wyrażaliśmy ją niedawno na spotkaniu w Klubie Ronina – że PiS nie będzie w stanie dokonać wielu naprawdę potrzebnych zmian. Pomimo wygrania wyborów tak naprawdę nie ma realnego oparcia i zrozumienia w społeczeństwie. Polacy nie są przygotowani do prawdziwie konstruktywnego myślenia o Polsce. Na pewno będą kłopoty z reformą szkolnictwa, ze służbą zdrowia, z górnictwem – dosłownie ze wszystkim. Zbyt wiele zamieszania wprowadzono w ostatnich latach, wątpię jednak, że Polacy to rozumieją.

– Sądzi Pan, że doszło już do nieodwracalnych, niekorzystnych zmian w myśleniu – czyli do niemyślenia i obojętności – Polaków o sprawach Polski?

– Mam nadzieję, że jednak nie, bo pojawiają się dziś i dobre znaki. Już w połowie lat 80. ubiegłego wieku Barbara Fedyszak-Radziejowska, prowadząca badania socjologiczne w Ursusie, stwierdziła radykalizację młodej Solidarności pod względem zapotrzebowania na autentyczną niepodległość, w przeciwieństwie do narzuconych działaczy, tzw. doradców KOR-owskich. Mam więc nadzieję, że dziś społeczeństwo polskie nie jest jedną wielką magmą, którą łatwo zarządzać, jak tego chcieli politycy PRL oraz wielu duchowych przywódców III RP.

– Niektórzy mówią, że pod pewnymi względami III RP niewiele różni się od PRL. Zgadza się Pan z tą opinią?

– W dużej mierze tak. Przez to, że PRL zawłaszczała wszystko i wyraźnie to sygnalizowała, w końcu obudził się sprzeciw. Ludzie szli do kościoła, partyjniacy chrzcili dzieci, a rodziny były bardziej zwarte niż teraz. W III RP za pomocą przemyślnej socjotechniki i liberalnych mediów społeczeństwo jest pozbawiane solidnych fundamentów, wartości, więzów wspólnotowych, patriotycznego myślenia. Niemal już zniszczono rodzinę, wyeliminowano przyjaźń poprzez promowanie egoistycznych postaw, niezdrowej konkurencji w korporacjach, która jest przenoszona na grunt prywatny, itp., itd. A poza tym – co szczególnie mnie drażni – wróciło tamto peerelowskie chamstwo i prostactwo, pomiatanie wartościowymi pracownikami w zakładach pracy. Panoszy się nowobogacki styl życia, co jest zabójcze dla kultury kraju.

– Kiedy Pan podjął decyzję trwania w opozycji?

Reklama

– To było na bulwarze nad Wisłą, na wiecu przed wyborami kontraktowymi. Gdy Seweryn Jaworski z Huty Warszawa mówił, że powinniśmy być czujni, aby do Sejmu nie dostali się ludzie, którzy nie są warci niepodległości, że trzeba ostrożniej patrzeć na niektórych przywódców Solidarności... został zakrzyczany, zatupany. Wtedy dostrzegłem olbrzymią niewiedzę ludzi, przez co stają się oni podatni na manipulacje. I wiedziałem, że pewnie już na długo pozostanę w opozycji.

– Nie jest chyba łatwo stać obok...

– Nigdy nie stałem z boku. Skrzykujemy się w potrzebie z kolegami ze starej opozycji. Organizowaliśmy i przez 10 lat prowadziliśmy Ruch Trzeciej Rzeczypospolitej. Teraz siedzimy z Panią w budynku PAST-y na Zielnej, w Fundacji Walczącym o Niepodległość... W utrzymaniu tej aktywności i prostego kręgosłupa przez dziesiątki lat pomagała mi żona, wspierając moje przekonania oraz upodobania. Rower, narty, malarstwo było ucieczką od denerwującej rzeczywistości.

– To z desperacji wziął się Pan do opisywania rzeczywistości w powieściach?

– Raczej z potrzeby edukacyjnej czytelników. Między wątkami awanturniczymi i miłosnymi przemycam historię i politykę. A dzięki Bogu, mam jeszcze malarstwo...

– ...w którym – nawet w cyklu namalowanym po 8 miesiącach internowania w Białołęce – dominują religijne odniesienia...

– To dla mnie oczywiste. W serii obrazów z interny jest też Matka Boska Stanu Wojennego. Obraz ten wisiał u ks. Jerzego Popiełuszki, potem u ks. Jana Sikorskiego, a teraz znalazł miejsce w Izbie Pamięci w Areszcie Śledczym na Białołęce. Wczoraj skończyłem obraz św. Ekspedyta na boczny ołtarz do kościoła w Piasecznie. Ale maluję też dużo skeczowo-rodzajowych obrazków Warszawy, np.: po rynku Starego Miasta idzie dziewczyna z kozą, nikt jej nie widzi, jakby szła obok, ponad... Bardzo to rozumiem.

Waldemar Pernach
Obecnie działacz na rzecz konsolidacji środowisk niepodległościowych, m.in. współzałożyciel Porozumienia Organizacji Niepodległościowych i Formacji Niepodległościowej.
Wcześniej: współpracownik KSS KOR (1978-80), internowany w Ośrodku Odosobnienia w Białołęce (1981-82), współorganizator Klubów Myśli Robotniczej (1982); współzałożyciel Grupy Politycznej „Baza” (1983-89), Porozumienia Centrum (1990), Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej (1992-2002) i Stowarzyszenia Wolnego Słowa (2003). Autor książek („Wzorowy pacjent. Opowieści warszawskie z PRL-u”, „Album rodzinny”, „Układy”) i publikacji w portalu prawica.net .
Malarz, autor obrazów o tematyce religijnej i warszawskiej.

2015-11-25 08:59

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

30. rocznica częściowo wolnych wyborów parlamentarnych

[ TEMATY ]

polityka

Paweł Wysoki

30 lat temu, 4 czerwca 1989 r., na mocy porozumień między władzami PRL a częścią opozycji odbyły się częściowo wolne wybory parlamentarne. Zwycięstwo „S” otworzyło nową epokę w najnowszych dziejach Polski oraz wpłynęło na proces upadku komunizmu w Europie Środkowej.

Korzeni procesu transformacji historycy dopatrują się w zmianie sytuacji międzynarodowej, która nastąpiła w połowie lat osiemdziesiątych. Zapoczątkowany po dojściu do władzy Michaiła Gorbaczowa proces reform w ZSRS oznaczał jednocześnie przyzwolenie dla zmian w innych krajach komunistycznych. Dla Kremla jednak priorytetem pozostawało utrzymanie Układu Warszawskiego istniejącego od 1955 r.

CZYTAJ DALEJ

Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma – rozważania ks. Popiełuszki

2024-03-27 20:38

[ TEMATY ]

ks. Jerzy Popiełuszko

homilia

ks. Popiełuszko

Muzeum ks. Jerzego Popiełuszki/40rocznica.popieluszko.net.pl

- Przez krzyż idzie się do zmartwychwstania. Innej drogi nie ma - to słowa wypowiedziane przez ks. Jerzego Popiełuszkę 6 września 1982 r. podczas Mszy św. w intencji Ojczyzny w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie. Stanowią one fragment rozważań proponowanych przez Sanktuarium Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki w piątym tygodniu programu „osobistej i społecznej duchowej przemiany”, który można podjąć w roku obchodów 40-lecia śmierci kapłana. Każdego dnia od 28 lutego do 9 listopada o godz. 21. przy grobie Błogosławionego odbywa się modlitwa o wolność od lęku i nienawiści oraz w intencji Ojczyzny.

Publikujemy tekst rozważań:

CZYTAJ DALEJ

Bp Piotr Skucha w Sosnowcu: Ziarno trzeba siać. Jest to nasze zaufanie do Ducha Świętego

2024-03-28 19:59

[ TEMATY ]

Bp Piotr Skucha

diecezja sosnowiecka

Msza Krzyżma

Archiwum Redakcji

Biskup Piotr Skucha

Biskup Piotr Skucha

Ziarno trzeba siać. Jest to nasze zaufanie do Ducha Świętego - powiedział bp Piotr Skucha, emerytowany pomocniczy biskup sosnowiecki, który w tym roku przewodniczył wielkoczwartkowej Mszy Krzyżma w sosnowieckiej bazylice katedralnej. Na celebracji obecni byli pracownicy kurii diecezjalnej w Sosnowcu, seminarzyści wraz z przełożonymi i wierni. Uroczystość miała również charakter corocznej pielgrzymki Liturgicznej Służby Ołtarza do katedry.

Bp Piotr Skucha zauważył, że kapłan jest sługą tajemnic Chrystusa w szczególnym znaczeniu wtedy, kiedy swoim własnym życiem potwierdza Jego życie, przepowiadanie i cierpienie.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję