Reklama

Boże Narodzenie mojego dzieciństwa

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pod koniec listopada albo na początku grudnia oczekiwaliśmy organisty, który przychodził z opłatkami. Wchodząc do mieszkania najpierw składał życzenia, następnie trochę porozmawiał i z małej tekturowej walizeczki wyciągał opłatki, trzy białe i jeden kolorowy. Czasem i dzieci dostały małe opłatki. Ten dzień to w życiu wiejskiego dziecka ważne wydarzenie. Matka kładła opłatek na najpiękniejszym talerzyku, całowała i mówiła, że teraz Pan Jezus na pewno nawiedzi nasz dom o północy, gdy będzie się odprawiać Pasterka. Kolorowy opłatek zawsze spożywały krowy, koń, czasem też inne zwierzęta, bo one były świadkami narodzenia Chrystusa, a dziś są naszymi żywicielami i jakby członkami rodziny.
Ojciec nie lubił choinki, tłumacząc, że to jest wymysł niemiecki i nie ma ona nic wspólnego z narodzeniem Chrystusa; tylko szopka jest ważna i ją trzeba ozdabiać. Ale jakoś dało się połączyć jedno i drugie. W naszych stronach nie było świerków, dlatego do domu najczęściej przynoszono drzewko sosnowe, które pięknie pachniało i nie gubiło igieł. Ozdoby choinkowe wykonywała najczęściej matka. Ona potrafiła wyczarować piękne gwiazdki, aniołki ze słomy i z kolorowej bibułki. Na strychu przechowywało się parę starych, może jeszcze przedwojennych baniek i srebrną dużą gwiazdę. W naszej wiosce nie było elektryczności, dlatego na choince umieszczano metalowe lichtarzyki z kolorowymi świeczkami. Palące się świeczki wyglądały imponująco, tworzyły świąteczny niepowtarzalny nastrój, ale bywały też często źródłem pożarów. Moja szopka miała jednak oświetlenie elektryczne. Na kilka tygodni przed Adwentem udawałem się do naszego wiejskiego sklepu, aby poprosić sklepowego o odłożenie kilku baterii 4,5 V i kilka żaróweczek do latarek elektrycznych. To wszystko przed świętami zostało zamontowane w szopce i podczas Wigilii dawało zadowalający efekt.
Wieczerzę wigilijną urządzano najczęściej w naszym domu, ponieważ była to siedziba rodu. Zaczynano ją tradycyjnie, gdy się ściemniło. Najpierw wszyscy odmawiali pacierz, dziękując Bogu za wszelkie dobro, następnie wspominano zmarłych i proszono, aby życzenia się spełniły. Potem wszyscy dzielili się opłatkiem i po złożeniu życzeń spożywali różne wigilijne potrawy. Najważniejszy był śledź na oleju i „gruca”, czyli specjalny rodzaj kaszy gryczanej. Oczywiście, na stole znajdowało się wiele innych potraw, jak: pierogi z grzybami, z kapustą i grochem, jakiś barszcz... Wszystko zaprawiane czy smażone na oleju rzepakowym kupionym w miasteczku na targu, albo wybitym w miejscowej olejarni. Na koniec podawano „susz”, czyli kompot z suszonych jabłek, wiśni i gruszek. Po posiłku śpiewaliśmy kolędy. Mój ojciec grał na skrzypcach, ja trochę na organkach, a czasem przychodził sąsiad z akordeonem. Tej nocy nie spaliśmy w łóżkach, bo w domu było pełno siana. Zmęczeni śpiewem zasypialiśmy na sianie, a matka okrywała nas kocem.
Największy problem mieliśmy z moim samotnie mieszkającym dziadkiem. Jego dom znajdował się na końcu wioski, oddalony od naszego o kilometr. Jak dziadka zwabić na Wigilię? Przez wiele lat nikomu się to nie udawało. Dziadek bronił się jak mógł, wyczerpał prawie wszystkie argumenty, żeby nie iść. Jego ostatnim argumentem było tłumaczenie, że jest duży śnieg i on nie da rady iść po takim śniegu. Przewidując takie tłumaczenie przygotowałem sobie sanki, dziadka prawie siłą na sanki wsadziłem i tym sposobem, ku zdziwieniu całej rodziny dziadek święta spędził z nami.
Dziś Bogu dziękuję, że dane mi było wzrastać w katolickiej rodzinie przywiązanej do wiary i ojczyzny. Dziękuję za to, że rodzice potrafili wszystko tak pięknie ukierunkować ku Bogu. Dziękuję im, że nie było tych prezentów pod choinką, gdyby się tam znalazły, to one byłyby wtedy ważniejsze niż aspekt religijny. Dziękuję moim rodzicom i całej wiosce za to, że święta były czasem głębszego spotkania z Jezusem, a nie tak jak dziś dla wielu ludzi, są świętami rozrywki, puste, bez Boga. Są ludzie, którzy przeżywają Boże Narodzenie bez dostrzeżenia „głównego Bohatera” tego wydarzenia, czyli bez Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Dziękuję też Bogu, że nie było różnych marketów, które z Adwentu robią czas zakupów oraz różnych szaleństw i starają się ten piękny czas zamienić w targowisko. Szacunek do tych wielkich Tajemnic wymaga, by dekoracje świąteczne pojawiały się dopiero w Wigilię, a kolędy, które są przecież modlitwą, odzyskały swój sakralny charakter i nie były słuchane i śpiewane dla reklamy i byle gdzie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Mecz Polska - Nowa Zelandia

2025-10-09 21:15

[ TEMATY ]

piłka nożna

PAP/Jarek Praszkiewicz

Piłkarze reprezentacji Polski przed meczem towarzyskim z Nową Zelandią, 9 bm. w Chorzowie.

Piłkarze reprezentacji Polski przed meczem towarzyskim z Nową Zelandią, 9 bm. w Chorzowie.
O godz. 20.45 na Superauto.pl Stadionie Śląskim w Chorzowie rozpocznie się towarzyski mecz piłkarski mecz Polska - Nowa Zelandia. Selekcjonerzy obu reprezentacji - Jan Urban i Darren Bazeley - ogłosili składy, w jakich drużyny wybiegną na boisko:
CZYTAJ DALEJ

Adhortacja Leona XIV: W ubogich Bóg ma nam coś do powiedzenia - cytaty

2025-10-09 17:17

[ TEMATY ]

adhortacja

ubodzy

Papież Leon XIV

@Vatican Media

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

Przedstawiamy wybrane fragmenty opublikowanej 9 października 2025 roku adhortacji apostolskiej Leona XIV – Dilexi te. W pięciu rozdziałach Papież skupia się na silnym związku między miłością Chrystusa a Jego wezwaniem, abyśmy stawali się bliźnimi ubogich. Cała treść adhortacji – także w formie audiobooka – dostępna bezpłatnie na kanałach Vatican News.

W ubogich Bóg ma nam wciąż coś do powiedzenia. (5)
CZYTAJ DALEJ

Miłość Boża objawia się w ubóstwie [Felieton]

2025-10-09 23:47

caritas.pl

Z wielkim zaciekawieniem sięgnąłem dzisiaj po adhortację apostolską “Dilexi te”(„Umiłowałem cię”) papieża Leona XIV. Po pierwszym stronach lektury zauważalne jest to, że można odnaleźć tam wątki, które były często poruszane przez papieża Franciszka, ale nie brakuje także odniesień do życia społecznego, jakże bliskiego papieżowi Leonowi XIV. Takie połączenie nie może dziwić, bo przecież przygotowania pod tę adhortację czynił zmarły w tym roku Franciszek.

Tu warto podkreślić, że adhortacja apostolska to szczególny rodzaj papieskiego dokumentu. To swoiste słowo pasterza, który “dzieli się swoim doświadczeniem wiary i prowadzi Kościół ku odnowie serca. Możemy śmiało powiedzieć, że najnowsza adhortacja "Dilexi te" („Umiłowałem cię”) jest duchowym zaproszeniem od Ojca Świętego, dla każdego z nas, abyśmy potrafili dostrzec obok siebie człowieka ubogiego, słabego, zapomnianego, bo w każdy z nich - mimo, że logika świata prowadzi ich do odrzucenia - jest kochany przez Pana Boga i przez nich Bóg objawia nam swoje Serce.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję